Wybory. Kampania Marty
/ 10Średnia ocena czytelników
*MartaAutor opowiadania
Licznik wyświetleń
PończochyRodzaj bielizny występującej w opowiadaniu
długie
Długość opowiadania

– Posiadłem cię! Zaliczyłem! Zawładnąłem! – odmieniał przez wszystkie przypadki.
Wyznał, jak wielką przyjemność sprawia mu zdobywanie wytwornych kobiet oraz że jest fetyszystą eleganckich damskich fatałaszków. Właśnie dlatego koniecznie chciał pobrudzić podciągniętą do góry spódnicę i pończochy. Jakby zaznaczał zaanektowany teren. Na pamiątkę zachował moje koronkowe figi, twierdząc, że to jego łup, dowód zwycięskiej konkwisty i mojego pogromu oraz skalania. Podnieciła mnie retoryka zwycięzcy, jego płomienne słowa. Wracając do domu, patrzyłam na poplamioną spódnicę i pończochy, czułam się zdobyta, wykorzystana, pohańbiona...
– Ty nauczycielska psito! Ja cię nauczę wójtowania! Wymłócę cię tak, że ci się odechce startować.
Krzyczał.
– A to dlatego tak mocno, żebyś wiedziała, że wójt musi mieć jaja!
Rzeczywiście, miał wielkie jaja. Czułam jak za każdym razem obijają się o mnie. Jęczałam wniebogłosy, przyjmując niemiłosierne sztychy.
– Aaaa... aaa... proszę... nie tak mocno...
– A jak cię zbrzuchacę, to nawet jakbyś wygrała wybory, będziesz musiała iść na macierzyński.
Przerażona, błagałam, żeby nie kończył w środku. Chyba właśnie dlatego, z lubością, spuścił się obficie w mojej niezabezpieczonej cipce....
Gdy, taka wykorzystana, zmaltretowana, naciągałam majtki i poprawiałam spódnicę, śmiał się diabolicznie i odgrażał bezpardonowo:
– Wszyscy we wsi dowiedzą się jak cię wychędożyłem! Jak ci dałem do wiwatu! Tu się wszystko nagrywa, dokładnie, także to jak jęczałaś jak ujeżdżana dziwka!
Nie poddawałam się, szukałam protekcji wyżej. Pojechałam do województwa, do wicemarszałka, wywodzącego się z pobliskich terenów.
Przyjął mnie w wielkim gabinecie, mimo, że nie miał wiele czasu, bo pod drzwiami już czekała jakaś delegacja. Zasiedliśmy przy długim stole konferencyjnym, przykrytym zielonym suknem.
Dreszcz przebiegł mi po plecach, gdy położył rękę na moim kolanie. Nie wiedziałam co powiedzieć, gdy wsuwał rękę pod spódnicę, ale czułam, że muszę być gotowa do poświęceń.
Stałam oparta o stół konferencyjny, ze spódnicą zadartą do góry i poczuciem upokorzenia.
– Pamiętaj o wkładach unijnych – śmiał się polityk, poczynając wkład we mnie.
Przyjmowałam pchnięcia tak ochoczo, jakbym przyjmowała dotację unijną. Wiedziałam, że w ten sposób pracuję na wynik wyborczy.
Zielone sukno zwijało się pode mną, a ja próbowałam utrzymywać równowagę. Przed oczami miałam wiszącą na ścianie mapę województwa, która, takie odnosiłam wrażenie, porusza się rytmicznie. Moja gmina skakała to w górę, to w dół.
Ciche jęki, w wielkim gabinecie z wyjątkową akustyką, pobrzmiewały nazbyt głośno. Bałam się, że słyszą to goście marszałka, których rozmowy dobiegały zza drzwi.
– To delegacja z Ukrainy – wysapał marszałek. – Muszę z tobą kończyć.
Dał mi klapsa. Gdy przerażona nie powstrzymałam krzyku, przyspieszył. Z trudem hamowałam jęki, schwyciłam się brzegu stołu. Szybko finiszował. Wyprostował się i natychmiast zapiął rozporek, podczas, gdy ja jeszcze stałam z majtkami zsuniętymi do kostek.
– No mała, ulżyłem sobie, zmykaj teraz szybko, bo zaraz tu wejdą goście zza Buga. Nie chcesz chyba, żeby cię taką zastali?
– Ależ oczywiście, że może pani zostawić w ośrodku zdrowia swoje materiały wyborcze. Będę namawiał pacjentów do głosowania na panią! Ten obecny nie chciał mi sprzedać magazynu po GS-ie. Pani na pewno mi to załatwi. Ale najpierw musimy zbadać czy przyszła pani wójt jest zdrowa! Proszę rozpiąć bluzkę.
– Panie doktorze! – Oburzyłam się, ale jednak, protestując i zwlekając, powoli zaczęłam rozpinać guziki. Patrzył na mnie, na mój biust, jak zahipnotyzowany.
– Proszę rozpiąć stanik.
Podnieciło mnie to polecenie, ale oczywiście znów zaprotestowałam, tylko po to by zaraz ulec. Po chwili mógł oglądać moje piersi w pełnej krasie.
– Boże! Jaki piękny biust przyszłej pani wójtowej! Mając takie atuty, musi pani wygrać! Pozwoli pani, że je przebadam!
Nie pozwoliłam, ale i tak przebadał. Zaczął delikatnie, jakby rzeczywiście sprawdzał czy nie mam jakichś guzków. Później jego uścisk stał się zdecydowanie bardziej stanowczy. On mnie najzwyczajniej macał! Protestowałam, ale doktora to tylko pobudzało bardziej.
– Muszę przyszłej pani wójt zrobić test pytań o zdrowie!
– Ależ nie... innym razem...
– Jak często przyszła pani wójt bada swoją cip... swoje drogi rodne?
– Nie badam tak często, nie ma takiej potrzeby...
– No, to zapraszam na fotel!
Moje protesty na nic się nie zdały. Wkrótce siedziałam na fotelu z podciągniętą spódnicą i zadartymi do góry nogami.
– Jak często miewa pani stosunki? – dopytywał lubieżnie, zsuwając mi majtki i wpychając palec w pochwę.
– Jestem panną... samotną...
– Och, mogę temu zaradzić! A ilu miała przyszła pani wójt partnerów?
– Ależ to niedyskretne pytanie!
Doktor był już w amoku.
– Ile członków gościło w tej uroczej psitce?!
Udzieliło mi się podniecenie lekarza.
– Panie doktorze... nie tak wiele...
– Oj tak! Dlatego taka ciasna jest ta wójtowska cipa!
Zaczął palcować mnie gwałtownie, symulując ruchy frykcyjne. Kiedy wzdychałam i przymknęłam oczy, nagle miejsce palców zajął doktorski penis.
– Nie... nie... – prosiłam, ale ulegle przyjmowałam pchnięcia, rozłożona na fotelu, ze spódnicą podciągniętą do góry.
Fotel był mało stabilny i zaczął się przesuwać z powodu wielkiego zaangażowania pana doktora. Tak wielkiego, jak jego wielki przyrząd do badania mojej piczki. Czułam, że głęboko mnie penetruje i mocno rozpycha. Nie mogłam powstrzymać jęków, mimo, że miałam świadomość ilu ludzi jest w poczekalni i jak wiele z nich to wścibskie, plotkarskie baby. Kiedy wychodziłam i poprawiałam spódnicę, patrzyły wymownie. Poczułam, że po nogach pociekła mi strużka. Tak mnie to zawstydziło, upokorzyło, że nie kończąc wygładzać kiecki, szybko wybiegłam z ośrodka.
– Panie Marianie, nie zdaje pan sobie sprawy jakie to dla mnie ważne.
Stolarz świdrował mnie chytrymi oczkami, jakby zwietrzył dobry interes.
– Jest pani gotowa na wszystko? Taka piękna i elegancka kobieta... Pewnie niejeden chciałby panią mieć...
A więc jasne do czego pije! Chce, żebym mu dała! Ja, damulka w eleganckiej, dopasowanej garsonce i nowiuśkich, błyszczących szpilkach, miałabym mu ulec w tej obskurnej, brudnej i zagraconej stolarni?! Ależ tak! Ulegnę! Przecież nie mam wyjścia... Kurcze, tylko dlaczego mnie to tak podnieca?
– Wie pani jak się robi małe deseczki?
– Jak?
– Tak samo jak małe dziewczynki.
– Jak to?
– Rżnie się duże! Ha ha ha!
Udałam, że się śmieję z tego marnego dowcipu. Wkrótce sama leżałam niczym deska gotowa do przerżnięcia. Lekko tylko ogarnął krajzegę, ale i tak pod plecami czułam wióry. Moja spódnica została zadarta wysoko do góry, a nogi, w nowiuśkich beżowych pończochach, rozłożone szeroko.
– Zaraz zobaczysz elegancka paniusiu, jak elegancko rżnie Piła!
– Tylko niech pan nie myśli o robieniu małych deseczek – zażartowałam nieporadnie.
Rzeczywiście poczułam się rżnięta równo jak deska. Miarowy, rytmiczny ruch stolarza wydobywał ze mnie równie rytmiczne jęki. Bałam się tylko, że zajrzy do stolarni jakiś czeladnik albo klient.
W myślach odmieniałam na różne sposoby jedno słowo: rżnięta, przerżnięta, zerżnięta, wyrżnięta, niedorżnięta, wreszcie dorżnięta. Rżnięcie, rżniątko, solidne rżnięcie... Tak, to zdecydowanie było solidne rżnięcie. Sposób w jaki poruszał się we mnie, przywodził na myśl pracę piły. Marianowej piły. Działał tak energicznie, że przesunął mnie w kierunku ostrza piły tarczowej. Doszedł dodatkowy strach – mogę zostać przerżnięta przez dwie piły!
– Niech pan uważa, panie Marianie!
Ale chyba opacznie zrozumiał moją prośbę, bo sapnął tylko.
– Nie bój nic paniusiu, spuszczę ci się na cycki.
Obietnicy dotrzymał, ale wstydziłam się ogromnie, wracając ze stolarni w okrutnie pochlapanej garsonce, za to fachowo przerżnięta i z kompletną listą kandydatów na radnych.
– A jak mnie pani uczycielko przekonasz, żebym odstąpił?
Jaki drań! Pewnie chce, żebym sama zaproponowała, że mu dam! – pomyślałam.
– Panie Tadziu, co ja, biedna kobietka, mogę zrobić? Mam się panu oddać?
– O, to to! Dobrze panienko kombinujesz. Po to masz zadek, żeby go nadstawić.
Wkrótce leżałam z podciągniętą spódnicą, na kostce słomy w oborze, pod opasłym cielskiem śmierdzącego kmiecia. No cóż, dla wyższych celów trzeba być zdolną do poświęceń – usprawiedliwiałam samą siebie. A rolnik, sadowiąc się na mnie, głupkowato się droczył.
– No może... zobaczymy... może odstąpię od kandydowania. Fajna z pani loszka!
Co za dziadyga! – pomyślałam – nie dość, że gotów nie dotrzymać obietnicy, jeszcze mnie upokarza. Cham!
– Jak ja lubię cycate kobity! – Przejechał ręką po moich piersiach i rozpiął żakiet – Nawet przez bluzeczkę widać jakie to doje!
Poczułam jednocześnie zawstydzenie i podniecenie, kiedy rozpinał guziczki i wkładał łapy do ślicznego, śnieżnobiałego stanika z finezyjnej koronki.
– Ale bym je sobie podoił! – Obcesowo złapał piersi, wyjął je z biustonosza i zaczął gnieść.
– Ach! Proszę trochę delikatniej. – Moje błagania odniosły odwrotny skutek, zaczął wręcz ciemiężyć moje cycki, ugniatając jak ciasto.
Skapitulowałam. Przymykając oczy zastanawiałam się tylko: ciekawe czy to, że mam duży biust, wpłynie na wynik wyborów. Pomyślałam też, że gdy Tadzio doi krowy, na pewno nie uroni ani kropelki mleka, tak starannie wymiętosił moje cycki.
Nagle, tuż za małym ogrodzeniem, stary knur wskoczył na loszkę i zaczął ją pokrywać. Wywołało to u mnie wstrząsające skojarzenie, u Tadzia najwyraźniej podobne.
– Jeden knur parzy jedną loszkę, drugi drugą! Ha ha!
– Jak pan może tak o mnie mówić?! – Cicho zaprotestowałam.
– A co, nie jesteś paniusiu moją loszką? – W tym momencie poczułam w sobie jego człon. Był gruby jak jego właściciel, więc mocno to odczułam, aż krzyknęłam.
– O! Obie loszki kwiczą! Ha ha – zaśmiał się rolnik.
Istotnie mieszały się dwa dźwięki: kwiczenie loszki i moje głośne stękanie.
Boże! Chyba bardziej nie byłam pohańbiona. Jęczałam coraz głośniej, gdyż Tadzio ujeżdżał mnie jak opętany. Do tego stopnia, że, gdy finiszował, spadłam z kostki słomy, prosto w gnój! Cała moja jasnoniebieska garsonka została zbrukana gnojówką. Cóż za symbol mojego upadku i skalania!
Czym prędzej rano wybiegłam zobaczyć rozwieszone plakaty. Przeżyłam dramat. Gnojek dał nie te zdjęcia co trzeba! Na poziomym plakacie, pochylona, demonstrowałam dekolt w pełnej krasie! Nawet koronkę stanika! Pionowy natomiast był jeszcze bardziej katastrofalny. Siedziałam na fotelu w pozycji z nogą założoną na nogę, w taki sposób, że spódnica podwinęła się wysoko do góry, uwidaczniając podwiązki pończoch! Co za wstyd! Zerwałam plakaty w pobliżu, ale dalej wstydziłam się wychodzić, poszłam płakać do domu.
Antoś zamówił też stronę internetową w jakiejś podejrzanej firmie, z którą urwał się kontakt. Pod moimi materiałami można było dodawać komentarze, a my nie mogliśmy ich usuwać. Koszmar! Łatwo sobie wyobrazić co pisali hejterzy.
– Ale z niej sucz!
– Ciekawe komu da się wyruchać w kampanii?
– Stary Matyjaszczyk i Stefan chwalili się jak ją wyobracali! Aż nie wiedziała co się z nią dzieje.
– A stary wójt się chwalił, jak to tę dziwkę wydupczył u siebie na biurku!
Chciałam zapaść się pod ziemię. Komentarzy codziennie lawinowo przybywało. Miałam wrażenie, że gdy idę ulicą, ludzie gapią się na mnie i wymieniają jadowite uśmieszki.
Mimo wszystko nie poddawałam się. Wiedziałam jakie środowisko jest najprężniejsze, skuteczne i cholernie opiniotwórcze. To strażacy! Oni nawet w dzień wyborów dowożą wozem strażackim do głosowania.
Spotkałam się z nimi w remizie. Atmosfera była przyjemna, wciąż mnie komplementowano. Po pewnym czasie pojawił się alkohol, wręcz morze wódki, samogonu i tanich win. Panowie zmienili się nie do poznania. Stali się odważniejsi. Chcieli tańczyć. W tańcu obmacywali. Z minuty na minutę coraz odważniej. Najpierw błądzili rękami po plecach, potem po tyłku, wreszcie co raz ręka któregoś z nich zabłąkała się na biust. Szeptali mi do ucha jakieś świństwa, w sprośny sposób komentowali figurę, próbowali się umówić sam na sam, jeden wręcz zapytał się, czy bym mu zrobiła dobrze ustami. Gdy siedziałam z nimi przy stole, wpychali łapy pod spódnicę, łapali za uda. Gdy próbowałam uciekać, łapali mnie i przytrzymywali.
Liczyłam, że w końcu pozasypiają, bo padali jak muchy i już radowałam się na ten moment, jednak złudną okazało się to uciechą. Co jeden zasnął, to kolejny się budził, a jak tylko się budził, właził na mnie. Moja udręka trwała do świtania. Z trudem bardzo późnym rankiem, obolała, dowlokłam się do domu.
Byłam przekonana, że moje poparcie spadło, tymczasem dochodziły do mnie słuchy, że moja kampania stała się głośniejsza i więcej ludzi dowiedziało się o mnie. Moje szanse najwyraźniej rosły!
Po raz kolejny wydarzyło się coś, czego nie przewidywałam. Do sieci wyciekł filmik od fotografa. Kiedy zobaczyłam siebie jak pozuję na łóżku, jak moja spódnica zsuwa się i widać moje pończochy, wyłączyłam i nie chciałam tego więcej oglądać. Wolałam nie wiedzieć co jeszcze można zobaczyć. Uznałam, że moje szanse spadły do zera.
Była sobota, pierwszy dzień ciszy wyborczej, ale ja nie chciałam się jeszcze poddawać, uznałam, że jest jeszcze jedna, tylko jedna osoba, która może odwrócić losy kampanii. Najbardziej opiniotwórcza w całej gminie. Wieczorem pojawiłam się u proboszcza.
Protestowałam.
– Ale tak... chyba nie można...
Moje protesty tylko go rozpalały. Wkrótce sutanna została rozpięta, a moja spódnica powędrowała do góry. Na żadnym łóżku nie leżało mi się równie wygodnie, jak na łóżku proboszcza. Jest obfitym mężczyzną, więc mocno poczułam ciężar osoby duchownej na sobie. A także jego zacny, krzywy pastorał. Powiedział że musi dokumentnie pobłogosławić przyszłą panią wójt. Pobłogosławił mnie nim aż nadto. Pod jego wpływem wydawałam wręcz anielskie głosy. Moje jęki wymieszały się z odgłosami pieśni chóru parafialnego, który właśnie odbywał próbę.
Pleban sapał, nie ukrywając jakie przeżywa spełnienie. Ale nie przestawał moralizować:
– Pani wójt winna prowadzić się cnotliwie... A jeśli już zgrzeszy... puści się... Natychmiast musi przyjść do mnie po rozgrzeszenie...
Oczywiście powiedział, że używanie prezerwatyw jest surowo zakazane! Tym bardziej ochoczo zostawiał swoje nasienie w moim łonie. Czułam, że mój upadek sięgnął dna.
Wkrótce zadzwoniła moja kandydatka na radną z wieściami o akcji strażackiej.
– Masowo dowożą ludzi do lokali wyborczych autami strażackimi i każą głosować na starego wójta!
– Ale skąd mogą wiedzieć jak mieszkańcy głosują?! Wybory są tajne!
– Wiedzą, wiedzą!
– Ale jak?
– Dają im wypełnione karty do głosowania i patrzą czy wrzucili je do urny. A z lokalu mają wynieść puste karty...
Po zakończeniu głosowania, rozgorączkowana, wspólnie z moim komitetem, nasłuchiwałam spływających wyników. Pierwsze dotarły z Cichodajowa. Tam wójt miał kochankę, więc wiadomo było, że przegram. Tymczasem, miałam trzydzieści głosów przewagi nad rywalem. Mój sztab tryumfował. Potem spłynęły wyniki z Azaliża. Tam wójt postawił halę sportową w roku wyborczym, więc miał pewną wygraną. A jednak przegrał! Miał czterdzieści siedem głosów mniej. Zaraz potem spłynęły głosy z Rozłożynóg, Tumidaja i Zacipek. Nie miałam złudzeń. Wszędzie tam wójt oddał nowe drogi. Tymczasem, przegrał sromotnie! Razem miałam już dwieście kilkadziesiąt głosów przewagi. Zostały tylko głosy z Woli. Najmniejszej z wsi. To rodzinna wieś wójta, więc oczywistym było, że przegram. Tymczasem mijała kolejna godzina, a wyniki z Woli nie nadchodziły. Minęła druga i dalej nic. Rozpoczęły się spekulacje, co obóz wójta może kombinować podczas liczenia głosów? Upłynęło jeszcze dużo czasu, byliśmy zmęczeni i senni, nie mieliśmy siły czekać i poszliśmy spać.
– Co robię z moimi przeciwnikami?! Patrzcie, jak ją wydupcę! Zdymaj majtki głupia cipo.
Na oczach gawiedzi zsuwałam powoli moje najbardziej seksowne, koronkowe stringi. Zostawiłam je na wysokości kolan. Z tłumu padały okrzyki:
– Załaduj jej! Wprowadź nabój do lufy!
Schwycił mnie za biodra i wbił się z takim impetem, że ledwo utrzymałam się na nogach w szpilkach na wysokim obcasie.
– Daj jej popalić! Przeszoruj jej lufę wójtowskim wyciorem! – dobiegało z tłumu.
– Pocałujta, w dupę wójta!
Ocena:
Średnia: / 10 ( głosów)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
6 komentarzy:
Przyznaję, że do napisania tego tekstu zainspirowała mnie koleżanka, która postanowiła wystartować w wyborach. Zaskoczył mnie jej ogromny entuzjazm, radość i to jak bardzo się zmieniła. Zaczęła się bardzo elegancko nosić, wręcz wyładniała, stała się bardziej kobieca i seksowna.
Marta
Czegoś brakuje w tym opowiadaniu.Nie czyta się źle , ale jest tylko spotkanie i rąbanie i tak do końca.
historia niby banalna, ale jednak strasznie podniecająca, tak jak inne Twoje opowiadania :)
Czego takiego brakuje w spotkaniach? Rozbudowy intrygi politycznej? Moim celem było tylko zarysowanie ich, a nie opisywanie mechanizmów...
Marta
Dzięki Śledziu! A napiszesz, co w tej historii tak strasznie podnieca? I co w tej historii jest banalnego?
Mi się bardzo podoba, super !!
Prześlij komentarz