Opowiadania Erotyczne o Rajstopach i Pończochach

Remont u Marty

Postanowiłam wyremontować mój mały, drewniany domek. Zamówiłam ekipę trzech budowlańców. Majster Stanisław, ma dobrze ponad 40-tkę, dowodził dwoma młodzieńcami, tuż po zawodówce – Januszem i chłopakiem, na którego mówili – Cygan albo Bandziorek.Do wyremontowania były wszystkie pomieszczenia, a także dach i komin.
Mężczyźni od początku wodzili za mną wzrokiem, co nie zaprzeczę, że mi schlebiało. Taka wypindrzona, elegancka lalunia jak ja, musiała działać na ich zmysły. Pewnie jako wytworna damula, wykształcona, jako nauczycielka – z wyższym statusem społecznym na wsi – musiałam im się wydawać nieosiągalna… Tym większą wyzwalało to we mnie ochotę – podniecania ich :)
Już pierwszego dnia, gdy postawili rusztowania, wezwali mnie, żebym weszła po drabinie i zdecydowała coś na temat dachu.Na górze był majster, a chłopcy trzymali mi drabinę. Tego dnia byłam w rozkloszowanej spódnicy, więc od razu było jasne, że chodzi o to, żeby młodzi mogli się napatrzeć do woli… Oczywiście zaprotestowałam. Powiedziałam, że właśnie wróciłam do domu i muszę się przebrać… Ale w końcu uległam im… Twierdzili, że to bardzo pilne. Powolutku stawiałam stopy w szpilkach na szczeblach drabiny. Trudno było się wspinać w butach na wysokim obcasie… Kątem oka widziałam, jak chłopcy niecierpliwią się, kiedy będzie im dane zajrzeć pod moją spódniczkę. Muszę przyznać, że to mnie jednocześnie bardzo peszyło… i… bardzo podniecało… Zwłaszcza, że akurat miałam na sobie pończoszki, cieliste, zakończone szerokimi manszetami… Pewnie je zobaczą… Patrzyli bezczelnie! Im wyżej się wspinałam, tym stawali się odważniejsi i coraz śmielej kierowali głowy tak, żeby zobaczyć jak najwięcej. Oczywiście udawałam, że tego nie spostrzegłam. Ale nurtowała mnie myśl, czy zobaczą moje majteczki?! Miałam na sobie skąpe i cienkie stringi. Czerwona koronka zapewne kontrastowała z jasnymi pończochami… Gdy już byłam na górze, usłyszałam, że coś szeptali do siebie. Z trudem wyłowiłam słowa. -Patrz, jakie pończochy! – wielkie zdziwienie pobrzmiewało w głosie Janusza.
- Takie fatałaszki noszą albo eleganckie damy, albo kurewki co stoją w lesie na parkingu. – Tonem znawcy wypowiadał się Cygan - Zobaczyłeś jej majtki?
- Nie… A ty widziałeś?
- Pewnie. Ale… słabo. Jak będzie schodzić, trzeba się lepiej przyjrzeć.
Gdy dotarłam na górę, poczułam siłę wiatru. Łopotał moją spódniczką jak żaglem. Oczywiście ku uciesze młodzieńców na dole. Jedną ręką chwyciłam się rusztowania, żebym nie spadła, a drugą trzymałam niesforną kieckę. Majster też rechotał, widząc moje wysiłki.
- Oj paniusiu, tu jest chybotliwa deska. Musisz złapać się obiema rekami.
Nie było innej rady. Obiema rękami chwyciłam rusztowanie. A oswobodzona spódniczka fruwała już teraz jak chciała… Chłopcy bezkarnie wpatrywali się we mnie.
- Teraz widzę! Ma czerwone majtki.
- To stringi – ucieszył się Bandziorek, kiedy materiał spódnicy podskoczył szczególnie wysoko – jak będzie schodzić, to może przez taki cienki materiał, uda się zobaczyć jej kuciapkę!
Coraz bardziej mnie te rozmowy zatrważały… ale jeszcze bardziej – podniecały. Gdy na dachu rozmawiałam z majstrem o jakimś problemie, zachwiałam się i straciłam równowagę. Majster schwycił mnie w żelazny uścisk, ale zrobił to tak, że jedną ręką złapał mnie za pupę, a drugą za biust – ewidentnie wykorzystał okazję… Z dołu dopingowali go chłopcy:
- Majster. Trzymaj paniusię tak, żeby nie zleciała! Ha ha…
Kiedy zaczęłam schodzić, wiatr ponownie załopotał moją spódniczką niczym flagą. Aż zaczepiłam nią o jakiś gwóźdź w rusztowaniu i ją sobie porwałam! Teraz rozerwany materiał ukazywał chłopcom znacznie więcej. Schodziłam po drabinie potwornie speszona, zwłaszcza gdy słyszałam szepty robotników:
- Patrz, czy przez majtki nie da się przebija się jej szparka!
Aż drżałam stawiając nogi na kolejne szczeble. Ale sama nie wiem, czy bardziej z zawstydzenia, czy z… podniecenia. Tak. Bardzo mnie to nakręcało. Im byłam niżej, tym bardziej wręcz chciałam, żeby przez prześwitującą koronkę obcisłych stringów zobaczyli zarys moich warg sromowych…
- Ty! Chyba widać jej cipę! Nawet chyba jest wygolona…
O tak gnojki… Podniecajcie się! Niech wam stają te wasze fiutki…W ten sposób co róż wzywali mnie robotnicy, żebym wchodziła na rusztowanie. Każdego dnia znajdowali jakiś, najczęściej śmiesznie błahy powód. Oczywiście zawsze dbali o mnie – żebym nie spadła – na dole zawsze stali dwaj robotnicy, którzy trzymali drabinę. No i patrzcie jaki niesamowity przypadek! Problemy z dachem, czy ścianami, wynikały akurat wtedy kiedy miałam na sobie spódnicę, nigdy wtedy, kiedy miałam spodnie…
Często też zaskakiwali mnie, przychodząc niespodzianie rano. Wtedy otwierałam im drzwi, ubrana jedynie w szlafrok i koszulkę? Bywało, że szlafroczek nieco się poluzował… Mieli wtedy okazję oglądać moje koszulki do spania. A to bardzo króciutką, a to z dużym dekoltem (wtedy majster musiał mi coś powiedzieć na ucho), a to koronkową – niezwykle prześwitującą (wtedy zrobiło to na nich odpowiednie wrażenie, bo Janusz aż rozdziawił gębę).
Potem zwykle szłam do łazienki i wyjątkowo często jakoś mi się zdarzało zostawiać niedostatecznie zasłonięte zasłonki w oknie. Przypadek sprawiał, że panowie akurat wtedy mieli jakieś prace w pobliżu i zaskakująco często kręcili się przy moim oknie. Kręcili… to tylko na początku. Potem wręcz czatowali…A ja brałam prysznic. Lubię brać bardzo długie prysznice. Dokładnie myję zakątki swojego ciała, ale stoję wówczas wykręcona do okna tyłem. Często dobiegały do mnie przytłumione ich komentarze. Wypowiadane oczywiście szeptem, ale okno miało małą szczelinę, więc mogłam je usłyszeć.
- Ale ona ma dupę! Ale by jej tak dać mocnego klapsa!
- No kurna… mogłaby się odwrócić przodem!
Domyślałam się, że czyhają na moment, kiedy uda im się zobaczyć moje nagie piersi. A ja się z tym nie spieszyłam… Przeważnie zaraz brałam ręcznik i się okrywałam, więc dostawali figę z makiem. Czasem jednak celowo mignęłam im biustem… Miło było wówczas słyszeć szmer za oknem.
Potem celebrowali ubieranie się. Zawsze przesadnie długo zakładałam pończochy. Powoli naciągałam je na nogi, podnosząc stopę wysoko. Potem układałam je, długo sprawdzając czy są równo, zwłaszcza szew z tyłu… Nadsłuchując szeptów za oknem, skonstatowałam, że to chyba najulubieńszy moment dla panów… Gwizdali sobie wtedy, wzdychali głośno, a komentarze były najbardziej emocjonalne.
- Ale ma nózie! A już w tych pończochach… Stworzone do rozkładania ich! – Bandziorek prawił rozmarzonym tonem.
- Chciałbyś, żeby rozłożyła je przed tobą frajerze… Nie dla pasa kiełbasa! – Janusz reagował podniesionym głosem.
- Ciekawe przed jakimi frajerami je rozkłada?! – zadumał się Stanisław.
Gdy ubrałam spódnicę – długo przeglądałam się w lustrze. Potem, bardzo często, zmieniłam zdanie, co do kreacji. I zamiast na przykład granatowej spódnicy, zakładałam czerwoną. Zamiana spódnicy zazwyczaj pociągała zmianę pończoch. A mam ich cały arsenał; cieliste, czarne, grafitowe, brązowe, beżowe, a nawet białe. Teatr z układaniem pończoch trwał od nowa.Zamiana spódnicy pociągała zazwyczaj zmianę bluzki. A to z kolei, bardzo często, zamianę stanika… Ten moment – zakładanie i zapinanie biustonosza, też celebrowałam dość długo; przeglądałam się w lustrze, patrzyłam jak stanik leży na biuście, jak go unosi… To był również taki moment, kiedy słyszałam za oknem bardziej rozemocjonowane głosy.
Widziałam często rozpłaszczone nosy na szybie. Oczywiście starałam się stać tyłem, żeby tylko narobić im smaka na moje piersi…
Gdy już odstawiona, kręcąc tyłeczkiem, opuszczałam dom, żegnały mnie komentarze pełne komplementów.
- Ale pani nauczycielka dziś odstawiona! Uczniowie nie będą myśleli o lekcjach!
Gdy wracałam z pracy, robiłam panom robotnikom kawę i piliśmy ją na werandzie. Strasznie chcieli mnie zagadywać, ale jakby nie mieli pomysłów, albo śmiałości.
- A pani tu tak sama mieszka? – pytał Stanisław.
- Z mamą. Tylko mama przebywa obecnie w sanatorium.
- A to nie ma pani męża… ani narzeczonego?
- Niestety nie… jestem samotna…
Często dopytywali, czy oni by się nie nadawali na kandydatów dla mnie. Chcąc być grzeczna, a właściwie bardziej chcąc ich nieco nakręcać, mówiłam, że zdecydowanie nic im nie brakuje… nawet prawiłam im delikatnie komplementy.
- Panowie są tacy silni… tacy męscy…
Miło było obserwować, jak się wtedy puszą…
Często po męczącej pracy musiałam zrobić sobie poobiednią drzemkę. Gdy wypowiadałam do nich słowa: „muszę pójść do łóżka, muszę się przespać” – obserwowałam, jak te frazy na nich działają…
Szybko wtedy znajdowali się pod oknem sypialni… A ja bardzo często zakładałam taką sexi koszulkę do spania. Kusą, koronkową, wręcz prześwitującą. Słyszałam ich rozmowy za oknem.
- Ciekawe, czy by dała?
Strasznie podniecały mnie te prostackie dywagacje.
- Po mojemu, to by się rozłożyła… – komentował Cygan.
- Oj, nie. Na nią w szkole mówią – cnotka-niewydymka. Podobno dyrektor ją ostro rwał, ale mu się nie dała przelecieć… – Janusz nieśmiało się wtrącił.
- A ja słyszałem, że jeździ co wakacje za granicę. To może, żeby tam dawać dupy? – Bandziorek chciał pokazać, że ma rację – A teraz się przy nas położyła do łóżka. Po co? Nie żeby którenś teraz tam poszedł i jej przeszorował komin?
- Jak żeś taki mądry, to idź. – Majster popatrzył surowym wzrokiem.
Aż zadrżałam, gdy usłyszałam kroki w mojej sypialni. Czy Cygan będzie miał tyle odwagi, żeby wtargnąć do mojego łóżka? A jeśli tak, to jak się będzie zachowywał? Jak ja sama się będę zachowywała?!
Udawałam, że śpię. Najpierw, jakby nieświadoma, zsunęłam kołdrę, umożliwiając chłopcu zobaczenie mnie w tej seksownej koszulce. Zastanawiałam się, jak go jeszcze można podniecić…? Przyszło mi do głowy, że mogę odegrać sen erotyczny! Zaczęłam wzdychać, cichutko pojękiwać.
- Och… Oooooch…
„Przez sen” zaczęłam szeptać:
- Nie… nie… ach… proszę… niech mi pan tego nie robi… jestem bezbronną kobietką… proszę mnie nie wykorzystywać…
Po czym zaczęłam miarowo jęczeć, jakby w rytm pchnięć:
- Aaaa.. aaaa… aaa… Jest pan taki brutalny! Aaaa… aaa… aaa…
Kątem oka patrzyłam na Cygana. Stał przy moim łóżku. Miał rozpięte spodnie… i… członka na wierzchu! Onanizował się…
Udając, że mój sen wchodzi w intensywniejszą fazę, zsunęłam kołdrę na bok, a nogi rozłożyłam szeroko, jak podczas stosunku. Zaczęłam jęczeć głośniej.
- Aaaa! Aaaaaaaa… Ach! Jest pan jak zwierzę! Dziki samiec! Ależ mnie pan ostro bierze! Jest pan bezlitosny… Jeszcze nikt mnie tak brutalnie nie posiadł…
Cygan był podniecony maksymalnie. Trzepał „kapucyna” jak oszalały. Miałam wielką ochotę, żeby poczuć tego chłopaka w moim łóżku… Żebym mogła jęczeć bardziej realistycznie, z jego powodu…
Kiedy udałam, że nadszedł finał, finiszował też Cygan. Poczułam na sobie fontannę mokrej substancji. Zostałam spryskana po twarzy… biuście… włosach… Sama nie wiem dlaczego sprawiło mi to dużą przyjemność…Udałam, że się wybudzam. Chłopak zdążył odskoczyć, ale nie zdążył zapiąć rozporka.
- Co pan robi w mojej sypialni?! – Zawstydzona, okryłam piersi kołdrą.
- Przyszłem mierzyć podłogę… – był potwornie stremowany.
- A już się bałam, że chce pan wtargnąć do mojego łóżka! I dlaczego ma pan rozpięty rozporek? Ech, gnojku, gdybyś wtargnął do mojej pościeli, mógłbyś sobie nieźle poużywać… Ciekawe jakby to było zostać zgwałconą przez robotnika we własnym łóżku…?
-A spodnie mi tak puściły… to poprawiam… A do łózka… to… jakby mnie pani zaprosiła… to mogę… ten… wtargnąć… – uśmiechnął się, ale bardzo stremowany.
Spodobała mi się jego odwaga i ta gierka słowna. Ale oczywiście udałam oburzenie.
-Proszę pana, jest pan chyba nadto śmiały… – ale nie chciałam go odstraszyć, zastanawiałam się, jak pociągnąć rozmowę, żeby z nim poflirtować -Sądzi pan, że kobieta tak od razu zaprasza nowopoznanego mężczyznę do swojego łóżka?
Cygan podrapał się w głowę. -Może jedna tak, druga nie… a pani by zaprosiła? – mimo, że nie był do końca pewny siebie, to chciał zawadiacko grać kozaka.
-Och… mężczyźni… myślicie tylko o jednym… Jak zbałamucić dziewczynę i zaciągnąć ją do łóżka…
-No bo jak się na panią patrzy, to się myśli o jednym… ale panią to nie trzeba zaciągać… bo pani już jest w łóżku… – uśmiechnął się szelmowsko.
Patrzcie jaki nicpoń! Podoba mi się jego gierka… faktycznie, już jestem zaciągnięta do łóżka…
- Spryciarz z pana… Ale dziękuję za komplement… Ale doprawdy, czyżbym istotnie mogła się podobać? – czułam, że umiejętnie prowadzę gierkę, teraz będzie musiał skomplementować mój wygląd!
Ta rozmowa sprawiała mi niesamowitą przyjemność, zwłaszcza, że leżałam w łóżku i miałam na sobie jedynie koronkową koszulkę.
- Pani to się nam tak podoba, że aż nam staje…
- Że aż co wam staje? – teatralnie zdziwiona dopytywałam udając nieświadomą.
Pewnie pomyślał: „Że pizdeczko kutasy nam sterczą jak maszty!”. A wydukał:
- Że staje… nam… robota.
Podczas tych wszystkich robót, wykorzystywali każdą okazję, żeby się o mnie ocierać.
Żeby otrzeć się w wąskim przejściu, a to o moją pupę, a to o biust…
Widziałam wybrzuszenia w ich spodniach.
Dwa razy celowo pobrudzili mi spódnicę! Wiedzieli, że zaraz będę szła do łazienki, żeby zdjąć zabrudzoną kieckę…
Raz, niby przypadkowo, złapał mnie jeden za tyłek… Oczywiście pobrudził spódnicę jakąś zaprawą. Przepraszał mocno i zaczął mnie wycierać. Ale w taki sposób, żeby tylko mocniej wymacać moją pupę… Oczywiście udawałam, że nie dostrzegam jego podstępu. Wręcz przeciwnie,wypięłam mu się mocno… poddawałam pośladki ruchom jego ręki… i serdecznie mu dziękowałam, że tak dba o mój wygląd… Potem chwalił się kolegom, że „zmacał nauczycielkę, aż miło”. Pozazdrościli mu i sami częściej zasadzali się na mnie – urządzali polowanie na pobrudzenie mi spódnicy…
Gdy natomiast szłam do pracy, celowo zostawiałam w łazience moją bieliznę. I to zarówno właśnie wypraną, suszącą się na sznurze jak i już używaną. Najczęściej to jakieś seksowne, koronkowe stringi leżały na koszu, zostawione „przypadkiem” w pośpiechu. Podobnie biustonosz. Jakimś zbiegiem okoliczności zawsze były z delikatnej, prześwitującej koronki… Musiało to działać na ich wyobraźnię. Wiedzieli, że przez taki materiał doskonale widać moje brodawki… i moją szparkę… Chyba dlatego potem tak się nad nimi pastwili… Po moim powrocie ze szkoły i stanik i majteczki całe się lepiły… Jakby miseczki stanika służyły jako pojemniczki do wylewania do nich jakichś substancji… Nie chcę domyślać się, co robili z moimi majteczkami… Je można było wręcz wyżymać! Strasznie mnie to podniecało, gdy pytałam ich, czy nie wiedzą co się stało, że mój staniczek jest taki mokry…? Wtedy tak uroczo się głupawo uśmiechali i znajdowali jeszcze durniejsze wytłumaczenia, że nieśli wodę itp. Natomiast jeszcze bardziej podniecało mnie, gdy po powrocie z pracy przebierałam się i zakładałam na siebie mokry stanik… i czułam na piersiach lepką substancję… A jeszcze bardziej gdy nasuwałam na tyłek mokrutkie stringi… Czułam się wtedy, jakby zalali mi cipkę…
Raz nie omieszkałam im tego zakomunikować.
- Panowie… właśnie założyłam moją bieliznę, która leżała w łazience, a ona jest jakaś mokra…
Ich miny mówiły wszystko. Oto ich nasienie moczy moją szparkę…
- To może my jakoś na paniusi wysuszymy te majteczki i cyckonosz…?
Następnego dnia zalane były nie tylko stringi używane, które leżały na koszu, ale także czyste, które wisiały na sznurze.Gdy robota osiągnęła odpowiedni etap, majstrowie zarządzili „wiankowe”. Musiałam postawić wódkę i z nimi pić. Mężczyźni przy alkoholu stali się bardziej odważni. Zaczęli mnie komplementować, że „mam czym oddychać i na czym siedzieć”. Podniecała mnie ta sytuacja.
- A jaki to jest rozmiar miseczki? – wypalił Bandziorek.
- Widzę, że zna się pan na damskiej bieliźnie – udałam zawstydzoną – i cichutko odparłam – miseczka „D”.
Pomruk zadowolenia wydali wszyscy mężczyźni.
- A co znaczy ta literka „D”? Jak „doje”?
Udałam jeszcze bardziej zawstydzoną, ale coraz bardziej nakręcała mnie ta dyskusja.
- Och panowie… zawstydzacie mnie… Powiem wam tylko, że źle być kobietą z dużymi piersiami…
- A to dlaczego? – mężczyźni gapili się łakomie na mój biust, jakby go mieli zaraz zjeść.
- Jest się narażoną na przykład na zaczepki na ulicy ze strony niekulturalnych mężczyzn…
- A my też jesteśmy niekulturalni… ha ha ha. Też możemy panią zaczepiać – Stanisław położył rękę na moim kolanie.
Uśmiechnęłam się do nich – no do was panowie mam zaufanie…
- To ja też chcę pomacać kolanko – wyrwał się Bandziorek. I złapał mnie za drugie kolano, ściskając dość mocno…
- Ojej… panowie… tak wam się spodobały moje kolana? – zastanawiałam się, czy odpychać ich dłonie, czy nie?
- No pewno, że tak! Zgrabniutkie! – w tym momencie Stanisław zaczął wsuwać rękę wyżej, chwytając mnie za udo.
- Ojej… co pan robi… – udając oburzenie odpychałam jego rękę.
W tym czasie Bandziorek zrobił to samo – również wepchnął dłoń pod moją spódniczkę – jeszcze wyżej niż Staszek - i chwycił mnie za udo. Teraz musiałam się zmagać z dwiema dłońmi. Jednak celowo wykazałam się na tyle słabą siłą, że nie zdołałam odepchnąć ich rąk.
- Nasza pani nauczycielka ma na sobie sexowne koronkowe fatałaszki! – wykrzyknął Bandziorek dotykając manszet moich pończoch.
- Musi nam to pani pokazać! – zakomenderował Stach.
- Nie nie… panowie, ta zabawa rozkręca się w złym kierunku… – protestowałam, ale oczywiście nawet nie podnosiłam głosu. Szalenie byłam ciekawa w jakim kierunku to się rozwinie… Strasznie mnie podniecał sam fakt, że ich natarczywe dłonie wdarły się pod moją spódniczkę.
Stanisław trzymał mnie za ręce i rozkazał Bandziorkowi, żeby mi podciągnął spódniczkę, tak, żeby zobaczyli koronki moich pończoch. Oczywiście udawałam, że chcę wyrwać ręce z żelaznego chwytu mężczyzny, ale w ten sposób tym bardziej go przekonywałam, jak wielką ma nade mną przewagę.Robotnicy ujrzeli koronkowe manszety opinające moje uda w pełnej krasie.
- Ooo! Nieźle! Chyba wiesz paniusiu jak takie cóś działa na facetów?!
- Panowie, puśćcie mnie już… proszę…
- Pewno laseczki zakładają takie pończoszki, jak wybierają się na randki? Wybiera się pani może na randkę?
- Na randkę z nami! – zaśmiał się Bandziorek.
- A na randce to trzeba się całować! – zażartował Janusz, dotychczas nieśmiały, ale alkohol najwyraźniej uderzał mu do głowy.
- Całować. Abo i co więcej! – głośno komentował Cygan.
Stanęło na tym, że panowie koniecznie chcieli się ze mną umówić na randkę… Akurat zbliżały się Zielone Świątki, więc, razem z sobotą, kroiły się trzy dni wolnego. Trzy dni jak trzech mężczyzn… Każdego dnia inny miał mieć ze mną randkę. Byli tym wniebowzięci. Kiedy na chwilę poszłam do łazienki i byli sami, zaczęli się zakładać. Podsłuchałam, jak się przechwalali, któremu to uda się mnie zaciągnąć do łóżka. Największym chwalipięta okazywał się Bandziorek.- Zobaczycie, że ją przelecę! Nie ma bata! Elegancko rozłoży nóżki, a ja jej tak zakiszę ogóra, że popamięta do końca życia!
- E tam… – Januszowi, zazwyczaj tak nieśmiałemu, wódka uderzyła do głowy – Marta będzie moja! To ja ją zaliczę… widzę jak na mnie patrzy… uśmiecha się do mnie nawet…
- Do mnie też się uśmiecha – wyszczerzył zęby Stanisław – to znaczy, że to mi da dupy.
No proszę, jakie gnojki! Jak kategorycznie każdy z nich jest przekonany, że to właśnie on będzie mnie miał… A to się zdziwicie! Nie dla psa kiełbasa! Ale… można pograć im na nosie… na każdej z randek tak ich poprowokuję… przecież jestem w tym mistrzynią… Że się nie pozbierają! Będą wariować… myśleć tylko o jednym… a dostaną figę z makiem!
- Jak mi nie wierzycie, to o co zakład?!! – wydzierał się Bandziorek – Jak to ja ją wyrucham, każdy stawia mi po skrzynce wódki!
- A jak ja, to mi stawiacie! – gorączkowała się Janusz – Tylko sklepowej wódki, nie jakiejś waszej berbeluchy.
- To ma się rozumieć – śmiał się majster – klasowa dupa, to i trunek musi być niezgorszy… Tym bardziej, że to dla mnie. Ha ha. Bo to ja zamoczę… w pięknej pani nauczycielce!
- O czym to panowie rozmawiacie – wkroczyłam z uśmiechem znienacka.
- O… o paniusi… – byli bardzo zmieszani, nie wiedzieli co usłyszałam – o randkach z panią nauczycielką… Ciekawi jesteśmy, która się paniusi najbardziej spodoba.
Pierwszy w kolejce był Janusz. W sobotę przyszedł z winem i zabrał mnie na wiejską zabawę. Ubrałam się na nią bardzo seksownie. Założyłam czerwoną, obcisłą minispódniczkę, prześwitującą bluzeczkę, przez którą było widać czarny stanik, czarne szpile i obowiązkowe pończochy… W tańcu szybko poczułam, że ma wzwód… A tańczyłam bardzo prowokująco… i ciągle go komplementowałam, mówiąc a to że jest królem parkietu a to że jest bardzo męski. Janusz sporo wypił na odwagę, dlatego mimo nieśmiałego temperamentu, szybko zaczął w tańcu osuwać dłonie na moją pupę. Protestowałam, ale nie odpychałam jego rąk zbyt stanowczo, co chłopiec wyraźnie odebrał jako zachętę. Jednak mimo jego dalszych prób – pozostałam twierdzą nie do zdobycia.Podobnie nie udało się ani Cyganowi ani majstrowi. Mimo, że próbowali wpychać mi ręce pod spódnicę, czy też mnie pocałować, nie pozwoliłam im na zbyt wiele. Moja cześć została nienaruszona, a skrzynka wódki nie znalazła właściciela. Za to jej potencjalni właściciele po randkach byli na mnie napaleni wielokrotnie bardziej.Na koniec remontu oczywiście musiałam im zrobić imprezę. Wiedziałam już że ma być dużo alkoholu. Panowie dość szybko dzięki temu rozkręcili się. Żart ścigał się z żartem. W pewnym momencie Stanisław, ni z gruchy ni z pietruchy, pochwalił mi się:
- A wie paniusia, że moja kuśka to tak mocno staje, że mógłbym na niej podnieść wiadro wody?
Zamurowało mnie. Uznałam to za dziwny żart. Ale majster brnął dalej, mówił to z wielkim przekonaniem. Chciał się założyć. Byłam pewna że mnie wkręca, więc zgodziłam się, że udowodni.
- Ale nie za nic! – krzyknął Staszek – jeśli mi się uda, to będziesz musiała paniusiu rozpiąć przed nami staniczek!
Chyba alkohol mi też za bardzo uderzył do głowy. Bo się zgodziłam! Ale dlatego, że byłam przekonana, że facet blefuje.
Tymczasem majster brnął dalej.
- Nie tylko podniosę wiadro wody, ale jeszcze przejdę się z nim w koło tego stołu i was wszystkich!
Uznałam to za głupawy żart i mu to powiedziałam. Majster zadął się do czerwoności i powiedział, że udowodni, żeby miał paść trupem! Ale znowu „nie za nic”… Tym razem miałabym pozwolić im dotykać moich piersi… Udałam oburzenie, ale uznałam że przecież nie ponoszę żadnego ryzyka… Więc się zgodziłam… Muszę jednak przyznać, że bardzo podnieciła mnie wizja tego, że ci robotnicy dotykają moich cycków. Macają je obleśnie…A Stanisław rozkręcał się dalej. Powiedział, że uniesie nie tylko wiadro z wodą, ale także z rozrobionym betonem! Wyśmiałam go. Nie potrafiłam się powstrzymać. Rozjuszony, czerwony na gębie żądał kolejnego zakładu. Byłam pewna siebie, więc zgodziłam się bez zastanawiania.
- Tym razem to paniusiu nie będziesz miała łatwo! Będziesz musiała pokazać swoją piczkę!
Zbulwersowałam się. Ale co miałam robić, skoro już wcześniej się zgodziłam?
Majster nabuzował się. Zresztą pozostali mężczyźni też byli podnieceni wyrażeniem przeze mnie zgody na tak daleko idący striptiz. To ich napalenie bardzo na mnie działało. Zastanawiałam się, jakie by mieli miny, gdyby gapili się na moją nagą cipkę…
Stanisław szedł za ciosem.
- Wiadro z betonem też poniosę wkoło stołu!
Stanęło na tym, że będą mogli dotknąć mojej szparki. Robotnicy byli zachwyceni, ale dopingowali swojego majstra do ostrzejszego zakładu. Staszek wniesie wiadro z betonem, obciążone dodatkowo wskazanymi wielkimi kamieniami, na członku po drabinie, a ja będę musiała im się oddać…
Nie wierzyłam w taki scenariusz, ale alkohol zrobił swoje. Kiwnęłam głową na „tak”.
Stanisław był gotowy do akcji. A pomocnicy już napełnili wiadro wodą. Byłam ciekawa jak wygląda penis majstra… Ale też jak będzie wyglądała próba i jak zachowa się po porażce…
Tymczasem Stach rozpiął spodnie. Takiej męskości jeszcze nigdy nie widziałam. Wielki pal stał wyprężony. Patrzyłam się… właściwie gapiłam… z rozdziawionymi ustami. A mężczyźni dopingowali swojego majstra. Zabrał się za wiadro wody i… zachwiał się. Mimo jego tężyzny i tak sądziłam że mu się nie uda. Zrobił drugie podejście. Chłopcy skandowali:
- Mistrz! Mistrz! Stacho mistrz!
Na początku zabrakło mi języka w gębie. Nie wiedziałam jak się zachować. Przecież muszę przed nimi rozpiąć bluzkę! Krygowałam się.
- Panowie… może mi podarujecie…
- Nawet nie ma takiej opcji! – mężczyźni byli solidarni w swej bezlitosności.
Nie mając wyboru, zaczęłam rozpinać guziczki bluzki, ale najwolniej jak się dało. Widziałam jak się oblizują, jak się wpatrują, gdy po każdym rozpiętym guziczkiem widzą więcej. Białybiustonosz był z pięknej koronki, to dodatkowo wzmacniało ich doznania. Rozpinając guziki, ręce drżały mi jak u alkoholika. Czułam całą gamę doznań: wstyd, upokorzenie, przegraną, uległość i bycie wykorzystywaną… Ale do tego dochodziło podniecenie…Gdy w końcu rozpięłam wszystkie guziczki, mężczyźni widzieli w pełnej krasie mój obfity biust opięty eleganckim stanikiem. Słyszałam jak Janusz przełyka ślinę. Zastanawiałam się, jak to jeszcze mogę opóźniać…
- Panowie… więc macie to co chcieliście… Oczywiście nie muszę zdejmować stanika…?
Mężczyźni zaprotestowali tak gwałtownie, jakby ktoś im orzekł, że nie dostaną wypłaty. Czułam się poddana takiej presji, że ręce same sięgnęły do zapięcia biustonosza, które znajdowało się z przodu. Teraz to dopiero drżały mi ręce. Udawałam, że zapięcie się zacięło… Mocowałam się z nim na różne sposoby, a kątem oka widziałam, jak Bandziorek się poci, a Janusz zagryza usta.
- Widzicie panowie… nawet stanik mi się zaciął… może nie ma takiej potrzeby, żebym go zdejmowała?
- To my pomożemy – przez zaciśnięte zęby syknął Stanisław – ale ostrzegam, wtedy nie będziemy się patyczkowali…
- Nie trzeba… – byłam zrezygnowana. W końcu rozpięłam biustonosz. Obydwie miseczki opadły z moich piersi. Ale wtedy obie zasłoniłam dłońmi. Janusz nie wytrzymał, stał z siedzenia. A Stanisław tak zmroził mnie wzrokiem, że bałam się dalej zasłaniać cycki. Zabrałam z nich dłonie. Wypięłam piersi do przodu. Nie wiedziałam, czy bardziej jestem skonfudowana, czy podniecona. Obcy faceci oglądają moje nagie cycki! A niech tam! Niech mają gnojki. Pewnie jeszcze takich nie widzieli. Niech podziwiają.
- Ale piękne cyce! – wrzasną Bandziorek. A Janusz drapał się po głowie z rozdziawioną gębą.
- Wielkie… jak mleczne… mogłabyś paniusiu całą klasę wykarmić – z podziwem cedził słowa Stach – daj nam sobie popatrzeć… lubię takie sutki…
Zawstydzona nie mogłam patrzeć im w oczy.
- Panowie… już wystarczy… obejrzeliście sobie moje piersi dokładnie…
- Nie… jeszcze nie! – wyrwało się nieśmiałemu dotąd Januszowi.
- A ja bym chciał trochę więcej niż sobie popatrzeć – Stanisław był nadal czerwony na twarzy – czas na drugi zakład, dawajcie mi wiadro!
Szybko z powrotem zapięłam stanik i bluzkę. Z dużym przerażeniem patrzyłam jak zakłada znów wiadro i zaczyna z nim kroczyć. Na szczęście szlo mu to niezdarnie i byłam przekonana, że mu się nie uda. Tym bardziej, że cały się spocił, a na czoło wystąpiły mu żyły. A jednak… zrobił to! Nie miałam znów wyjścia. Ponownie drżącymi rekami rozpinałam bluzkę. Ale tym razem mężczyźnie nie siedzieli za stołem. Stali przy mnie! Nie czekali tym razem, aż rozepnę stanik. Wepchnęli mi w niego ręce bez pytania. Stanisław swą wielką łapą objął całą jedną pierś, podczas gdy Cygan z Januszem przepychali się przy mojej drugiej. Stach jakby ważył moją pierś – Ale ciężka! – szeptał. Tymczasem młodzieńcy byli zachłanni – Bandziorek zaborczo macał moją pierś, jakby chciał się nią nasycić… Ale oni dopiero się rozkręcali. Majster zaczął ugniatać moje piersi niczym ciasto, a młodzi ściskali je tak mocno, jak dojarz ściska wymiona krowie, jakby je doili… a Bandziorek nawet uszczypnął.
- Auuaa! – krzyknęłam – już wystarczy… miało być dotykanie… a wy po prostu wymacaliście mi cycki…
Zapewne by mi nie odpuścili, gdyby nie kolejny zakład. Stanisław zagonił chłopców do rozrabiania betonu. A ja zaczęłam się tym razem obawiać, że mu się jednak uda. Poczułam, że tak na prawdę, to ja mu kibicuję… Przecież to będzie wspaniały rozwój wypadków! No i udało mu się! Przyszła kolej na kolejne obnażanie się. Teraz już na poważnie. Muszę im pokazać moją cipkę.Stali nade mną jak wilki osaczające ofiarę i czekali. Czując tę presję, moją powinność, schwyciłam dłońmi brzeg spódnicy. Przez moment nie podejmowałam żadnej akcji. Dopiero chrząknięcie Stanisława ponagliło mnie do działania. Powoli, ale to bardzo powoli zaczęłam podsuwać do góry kieckę… Zdałam sobie sprawę z absurdalności tej sytuacji, ale co mogłam zrobić? Z drugiej strony – świadomość, że podciągam spódnicę przed trzema napalonymi samcami, podniecała mnie niemożebnie…Bandziorek zamruczał, gdy jego oczom ukazały się koronki pończoch.
- Dalej! Dalej! – syczał z niecierpliwością.
Wreszcie zadarłam spódniczkę wysoko. Miałam świadomość, że widzą moje majtki trzymałam uda ściśle złączone. Koronka stringów, była zbyt cienka i prześwitująca…
Mężczyźni nie mogli się doczekać.
- Teraz majteczki w dół! Chcemy zobaczyć ten kwiatuszek – ponaglał Bandziorek.
- Panowie… wstydzę się… – spuszczając wzrok demonstrowałam swoją nieśmiałość.
- Trudno, to będzie musiała się pani trochę powstydzić… ale zakład zakładem, szparkę pokazać mus!
- Wiem, że przegrałam… więc pokażę… ale dajcie mi panowie pięć minutek… niech ochłonę… niech się do tego przygotuję…
- Tylko minuta!
- Och… trudno… dziękuję i za tyle…
Wiedziałam, że moje zwlekanie jeszcze bardziej ich podjudzało. A mnie podniecało podwójnie – to ich czekanie nade mną… Dla mnie to była najszybsza minuta w moim życiu. Dla nich – najdłuższa…
- No już… szybko… wyskakuj z majteczek! Pokaż cipkę… – niecierpliwił się Bandziorek.
Ponaglana, chwyciłam za brzegi stringów. Przez moment nic nie robiłam, jakbym się jeszcze wahała…
- No paniusiu… pokaż wreszcie swoją pizdeczkę… – Bandziorka aż skręcało…
Zaczęłam je zsuwać. Oczywiście trzymając mocno złączone uda. Więc nawet, gdy już zsunęłam stringi z tyłka – nic im nie pokazałam.
- Niżej majty! – Bandziorek wychodził z siebie.
Wtedy zsunęłam stringi do połowy ud i tak je zostawiłam.
- Nie drocz się z nami pani nauczycielko… bo my się zaraz podroczymy z tobą – wycedził przez zęby Stanisław. Jego poważna mina dowodziła, że nie żartuje.
Wtedy rozchyliłam uda. Moją szparkę mieli jak na tacy…
- Ale wygolona! Zadbana… Aż się sama prosi, żeby w nią wjechać! – Bandziorek aż kipiał.
Nawet nieśmiały i grzeczny Janusz nie wytrzymał.
- Piękna… wymarzona…
Podsunęli się blisko i oglądali…
A ja siedziałam przed nimi w zapraszającym geście – z podciągniętą do góry spódnicą, którą trzymałam wysoko i z rozchylonymi udami… jakbym mową ciała jednoznacznie komunikowała: – weźcie mnie… jestem wasza… Tak mnie to podniecało, że aż kropelki rosy pojawiły się na moich płatkach…
- Ale wąska szparka – z miną znawcy oceniał Stanisław – może dziurka w środku też jest wąska? – nie wiedziałam czy to stwierdzenie, czy pytanie? Czy tak rzucone, czy skierowane do mnie?
- Znaczy się ciasna? – nieśmiało zapytał Janusz.
- A to trzeba sprawdzić, czy dobrze przepchana! Cha cha cha! – zaśmiał się Bandziorek.
Byłam potwornie zmieszana. Patrzyłam w bok, żeby nie spotać się z wzrokiem któregoś z nich.
- Zaraz będzie czas na macanko! – Stanisław był stanowczy – jeszcze tylko parę kroków z tym wiadrem.
No i kolejny zakład sromotnie przegrałam. Byłam prawie załamana. Przecież teraz zmacają mnie jak zechcą… Nawet gdybym stawiła opór, na nic by się to nie zdało. Trzy pary rąk szybko wtargnęły pod moją spódnicę. Przepychały się ze sobą. Każda chciała dorwać się do mojej cipki… Dotykali mnie mało delikatnie… Łapali za szparkę… wkładali palce w pochwę…
- Tak myślałem! Ciasna! – z lubością komentował majster – mało używana?
- Ciekawe ile kutasów w niej hulało?!
Strasznie krępowały mnie te ich dociekania. Jednocześnie zmuszały mnie do wspomnień… Ilu mężczyzn gościło w mojej intymnej jaskini…? Och… najpierw ten stary drań… ależ natarczywy… potem ten gówniarz… myślał, że wszystko mu wolno…Wtem Bandziorek i Janusz na raz wepchnęli mi swoje palce. Ależ mnie zabolalo!
- Auuaa! Boli! Co wy robicie…?
Janusz szybko się wycofał. Ale Bandziorek jeszcze mocniej natarł ręką!
- Trudno! Takiej cipie należy się dobre zmacanie!
Próbowałam wstać, wyrwać się, ale młodzian trzymał mnie krzepko. Mogłam tylko się mu poddawać.
Ale Stanisławowi to nie wystarczało.
- Ostatni zakład! Dawajcie wiadro z betonem i dorzućcie kamieni.
Od razu zauważyłam że oszukują. Do wiadra wrzucili nie te ciężkie kamieni o których była mowa, ale znacznie lżejsze. Nic nie mówiłam. Majster podjął próbę wejścia na drabinę. Spadł już z drugiego szczebla. Klął szpetnie, widać było, ze czuje, iż nie da rady.
Jego pomocnicy byli zrozpaczeni. Bandziorek tłukł pięścią w stół aż huczało.Wtedy zaczęli bezczelnie oszukiwać. Majster przy kolejnym wchodzeniu wspomagał się ręką. Pomagali mu też chłopcy, którzy podtrzymywali wiadro. W taki sposób wiadomo było, że wejdzie na szczyt drabiny…Moje protesty na nic się nie zdały. Nie przejmowali się wcale, że tak oszukali mnie w tym zakładzie. Nie mieli najmniejszej wątpliwości, że teraz powinnam się im oddać…Nie mieli też wątpliwości, że pierwszy weźmie mnie Stanisław. Jednak majster był tak zmordowany tachaniem wiadra, że oddał pole. W tej sytuacji, swą szansę zwietrzył Bandziorek:
- Ja! Ja pierwszy! – zakrzyknął z błyskiem w oku.
Czułam, że jestem upem, którym oni się dzielą, a ja nie mam nic do gadania. Szalenie mnie to podniecało.
- Panowie… jak możecie… nie wyrażam zgody… postąpiliście nieuczciwie…
Mój sprzeciw ich rozjuszał, ale nie mógł powstrzymać, nie istniała taka siła, która ich by powstrzymała… Nawet nie dyskutowali ze mną. Tylko Bandziorek nakazał Januszowi, żeby mu mnie przytrzymał… Wstałam zza stołu i zaczęłam uciekać, ale w szpilkach nie ubiegłam za daleko. Młodzi mężczyźni chwycili mnie za ręce i poprowadzili do stołu. Nawet nie próbowałam się wyrywać, wiedziałam, że to nie ma żadnego sensu. Czułam się jak ofiara prowadzona na rzeź… Tyle, że mnie czekało co innego… Po doprowadzeniu mnie do stołu, Bandziorek obrócił mnie i popchnął tak, że rozłożyłam się na blacie na plecach. Błyskawicznie zadarł moją spódnicę do góry i zaczął na mnie włazić. Odpychałam go i wierzgałam nogami. Wtedy chłopak powtórzył Januszowi, że ma mnie trzymać. Ten był zmieszany i trochę się wahał, ale w końcu podniecenie wzięło górę. Złapał mnie za ręce i odciągnął je do tyłu. Teraz już nie mogłam odpierać ataków Bandziorka, który wdarł się między moje nogi i położył się na mnie… Kiedy rozpinał rozporek, czułam się taka bezbronna… Jedyne co mogłam zrobić, to żałosnym tonem błagałam Janusza.
- Jesteś prawym chłopcem… jak możesz mu pomagać w tym co on mi robi…?
O dziwo podziałało. Januszek puścił moje dłonie.
Natychmiast znów próbowałam odpychać Bandziorka. Jednak teraz nie na wiele się to zdało. Leżałam przygnieciona jego ciężarem i nie byłam w stanie go z siebie strącić. Próbowałam wierzgać nogami, ale on już był między nimi… Wkrótce poczułam jego męskość ocierającą się o moje krocze. Szorował już po mojej szparce… Wiedziałam, że już go nie powstrzymam. Czułam jak potężny taran wdziera się pod moje majteczki i wcelowuje się w moją cipkę… A więc zaraz się to stanie. Jak ja tego chciałam…
- Nie… nie… proszę… nie rób mi tego…
Ale moje protesty, nawet w najmniejszym stopniu nie powstrzymywały ogarniętego chucią młodziana. Jego penis wsuwał się w moją dziurkę… Podjęłam ostatnią próbę zrzucenia go z siebie, ale to tylko przyspieszyło jego pchnięcia. Wbił się do końca mojej pochwy. Zostałam zdobyta. A Bandziorek-zdobywca triumfował i wyrażał to coraz potężniejszą penetracją. Czułam się zdobyta, upokorzona, złamana… Mogłam tylko przyjmować mocne sztychy i… jęczeć… A ja po prostu uwielbiam jęczeć… Wzdychałam, stękałam… w bardzo żałośliwych tonach. Oczywiście Bandziorek nie miał na sobie gumki… To mnie dodatkowo stymulowało. Strach przed zajściem w ciążę, o dziwo, strasznie mnie podniecał. Oczywiście, mimo moich błagań, chłopak spuścił się we mnie…
Kiedy już zszedł ze mnie, poprawiając spódnicę, zaczęłam szlochać i biadolić:
- Boże! Zostałam zgwałcona! Do tego na pewno zajdę w ciążę…
Moje lamentowanie, tak jak przewidywałam, jeszcze bardziej nakręcało Cygana i majstra. Ale Janusz był zdeprymowany. A to właśnie przyszła jego kolej…
Uwielbiałam też uciekać. Zwłaszcza, że w szpilkach biegłam nieporadnie, jakby demonstrując, jak łatwym jestem łupem. Podobną próbę podjęłam teraz. A jedyne miejsce ucieczki to mógłbyś mój dom. Dopadłam do okna i próbowałam przez nie wejść. Nie było mi to dane. Szybko doskoczył Bandziorek, akurat w tym momencie, kiedy usiłowałam przesunąć się przez parapet. Zatrzymał mnie w ten sposób, że mój tułów już był w domu, a pupa i nogi wystawały na zewnątrz. Spryciarz użył okiennic, żeby mnie przygwoździć i unieruchomił mnie tak, że nie mogłam ani wejść do środka, ani wrócić na zewnątrz. Mogłam jedynie wierzgać nogami. Bandziorek, wykorzystując to, podwinął mi spódnicę.
- Janusz! Pani nauczycielka w zapraszającym geście! Ha ha ha!
Chłopaka ten widok musiał mocno pobudzić, bo szybko poczułam jego ręce na mojej pupie…
Mimo, że krzyczałam:
- Janusz… nie! Nie rób mi tego!
Czułam, że zupełnie nic nie mogę zrobić, jak tylko czekać na dalszy bieg wypadków. Ta bezradność, zniewolenie… zależność od nich… czekanie… wywoływały we mnie coraz większe emocje. Potęgowały ją krzyki mężczyzn, dopingujące Janusza.
- Teraz jest twoja! Patrz, jak pięknie wypięta!
- Czeka, żebyś ją wypieprzył! A na co ty czekasz?! Załaduj jej!
To, że nie widziałam co się dzieje, ekscytowało mnie niezmiernie…Wreszcie poczułam dotyk drżących dłoni na pupie. Gładził mi ją delikatnie.
- Nie trać czasu! Zabierz się w końcu za nią!
- Wypina ci pupcię, bo czeka na klapsa! Trzaśnij ją, a porządnie!
Przestraszyłam się i zaczęłam oczekiwać siarczystego strzału. Aż zagryzłam zęby. Ale zamiast tego, dostałam bardzo delikatne klaśnięcie.
- Nie tak ofermo! To duże dupsko jest stworzone do młócenia! Przyłomocz, aż poczuje!
Z jednej strony bałam się bólu, ale te słowa wywoływały we mnie potworne podniecenie.
- Ja ci pokażę jak się grzmoci takie zady! – w tym momencie poczułam uderzenie i natychmiast silny ból. Towarzyszył temu rechot Bandziorka.
- Auuaa! Jak możecie! – zakrzyknęłam płaczliwym tonem.
Zaraz potem poczułam silne uszczypnięcie. Jak dobitny dowód, że jestem jedynie zabawką w ich rękach. Ta sytuacja musiała podziałać na Januszka, bo wkrótce poczułam twardy członek na pośladkach…. i na wargach sromowych…
- Nie… proszę… – jednak moje słowa nie mogły go powstrzymać.
Nabrzmiały penis zaczął szturmować moją cipkę. Wsuwał się we mnie nerwowymi ruchami, ale do przodu. Zaparta o parapet nie mogłam mu uciec. Mogłam tylko się mu poddawać i przyjmować jego pchnięcia. Ruchy posuwisto-zwrotne jakie wykonywał młodzieniec i popychanie mnie, spowodowały, że okiennicy mocno mnie uciskały i ocierały. Jednak nie trwało to długo. Chłopak szybko się spuścił. Oczywiście we mnie…Kiedy Stanisław wrócił do sił, w ogóle nie protestowałam. Wiedziałam, że opór nie ma najmniejszego sensu. Wręcz zaprosiłam go do mojego łóżka, mając już dość stołów czy parapetów. Rozebrałam się dla niego, zostając tylko w pończochach i szpilkach.Nie spodziewałam się po tym dojrzałym mężczyźnie, że jest aż tak ostry, by nie rzec brutalny. I że ma takie możliwości…Ujeżdżał mnie przez niemal całą noc… brał w przeróżnych pozycjach… i tak mocno, że łózko skrzypiało niemiłosiernie. Słyszałam, że w sąsiednim pomieszczeniu chłopcy nas podsłuchują… Wreszcie łóżko trzasnęło i… załamało się!Nikt przed nim nie zerżnął mnie tak cudownie.
Ocena:
Średnia: / 10 ( głosów)

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Super opowiadanie :)

Anonimowy pisze...

Dziękuję :)
Jeśli się podobają, więcej jest na moim blogu:

marihistoria.blog.pl

pozdrawiam ciepło
Marta

Dama Kier pisze...

mi też się podoba, w fajny sposób napisane, dobrze stopniowany rozwój akcji, dzięki czemu mimo, że już od początku wiadomo o czym będzie tekst, to cały czas czyta się fajnie.

Prześlij komentarz