Kolędowanie. Marta i ksiądz
/ 10Średnia ocena czytelników
*MartaAutor opowiadania
Licznik wyświetleń
PończochyRodzaj bielizny występującej w opowiadaniu
długie
Długość opowiadania

„Idzie!”
W oddali zarysowała się szeroka sylwetka.
W pośpiechu założyła długie, eleganckie kozaczki na wysokiej szpilce, króciutką kurteczkę i pędem wybiegła w stronę drogi. W jej rodzinie nigdy nie witało się księdza w progu, lecz wychodziło naprzeciw.
- Szczęść Boże! Szczęść Boże! - Egzaltowanie wykrzykiwała Marta.
Od dzieciństwa miała zakodowany wielki szacunek dla duchownych. – Pamiętaj, że moja babka całowała księdza w rękę! – powtarzała jej matka. Stąd wytworzył się w dziewczynie specyficzny stosunek do przedstawicieli tego stanu, rodzaj czci, czołobitności. Jakby spowijała ich jakaś nadziemska aura. Z czasem przekształciło się to u niej w rodzaj fetyszyzmu, jako nastolatka zaczęła miewać sny erotyczne z udziałem mężczyzn w sutannach.
Gruby mężczyzna przedzierał się przez zaśnieżony chodnik.
"Wisienka na torcie, na koniec dom mojej najnadobniejszej parafianki" – Pomyślał, za co szybko się skarcił i przeżegnał. Wszak księdzu nie uchodzi tak myśleć, chociaż...
"Boże jaka ona piękna, a gdyby tak wywinęła kozła na tym śliskim chodniku... może by odkryła tajemnicę tego, co ma pod tą kusą kiecką!"
- Szczęść Boże panno Marto! - ksiądz odkrzyknął i znów się przeżegnał. Jakby na wybaczenie.
Pannie serce zabiło mocniej. „To on! To on mi się ostatnio śnił! I to jak!”
Dziewczyna chciała natychmiast odpowiedzieć, ale gdy wybiegła bliżej drogi, wysuwając się zza szpaleru krzaków, nadziała się na silny podmuch powietrza. Jej elegancka, ale króciutka, fioletowa spódniczka, przez to, że była dość szeroka – załopotała jak flaga podczas wichury. Wiatr zadarł ją na tyle wysoko, że ksiądz dostrzegł nie tylko jej zgrabne uda, ale wręcz wydało mu się, że zobaczył koronkowe zakończenie pończoch.
- Ale żeby tak od razu w ramiona się rzucać! – zażartował - wszystko w porządku?
-Ojej.. ojej... - zmieszana Marta nie wiedziała co powiedzieć. Policzki jej się zaczerwieniły niemal dorównując kolorowi szminki na pełnych ustach. Żart księdza o rzucaniu w ramiona jednocześnie speszył ją, co i podniecił.
Ministranci, którzy towarzyszyli księdzu, spojrzeli na siebie i wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- To dlatego stary chciał ten dom zostawić na koniec- szeptali między sobą- sam bym tu dłużej zabawił- cicho rechotali.
"Boże drogi jesteś cudowny tworząc swoje dzieło! Ech, gdybym nie był księdzem..."
Zdawała sobie sprawę, jak powabnie wygląda w tej kuszącej spódniczce i seksownych czarnych kozaczkach, kontrastujących z cielistymi, lśniącymi pończochami.
"Boże, jak on mi się dzisiaj śnił realistycznie! Ależ to był sen! Aż cała drżę! Ciekawe czy ja mu się podobam? Czy w tym stroju jestem dla niego ponętna?"
- Patrz jak stary na nią się gapi... ciekawe czy poza domem, prześwięci jej też tyłek... Ha ha... Ja bym takiej nie darował!
- Noooo... - mruknął wyraźnie podniecony Kacper - kropiłby aż by furgotało! Tu i wszędzie, a na miejscu starego nie tylko tyłek bym poświęcił. Widziałeś te usta...? Wręcz stworzone do pewnej posługi...
Rozkręcali się tak podekscytowani, że zaczęli mówić teatralnym szeptem. Marta słysząc fragmenty – „prześwięcić tyłek aż by furgotało” – skonfundowała się, ale jednocześnie podnieciła.
Na końcu stołu stały świece, więc Marta, żeby do nich sięgnąć i je zapalić, musiała mono się nachylić, a co za tym idzie bardzo mocno wypiąć. Mężczyźni zobaczyli kształt jej tyłka w pełnej krasie, opiętego spódniczką.
Ksiądz podrapał się po głowie i wytężył wzrok skupiając się na obserwacji. Chłopcy za nim rumienili się po same czubki uszów.
"Ależ bym jej dał teraz klapsa w tę pupę" - pomyślał ksiądz, kolejny raz łapiąc się na grzesznych myślach.
Marta doskonale zdawała sobie sprawę ze swej pozy.
"Ależ ja się przed nimi wypinam zapraszająco! Ciekawe jakie mają teraz myśli? Czy może chcieliby mnie uszczypnąć w tyłek? A może... podwinąć mi spódniczkę?"
- Oj... - ksiądz zauważył rozlaną wodę - no i mamy... mokro - ksiądz się zarumienił zdając sobie sprawę z tego co powiedział poczuł jak sztywnieje mu coś pod sutanną.
- Przepraszam... to ja teraz zmienię spódnicę... Ale najpierw oczywiście wytrę podłogę.
Marta wzięła ścierkę i żeby zebrać wodę, kucnęła przed mężczyznami. Zrobiła to w taki sposób, że spódniczka podsunęła się wysoko do góry i umożliwiła doskonały widok z góry na jej nogi.
Widok atrakcyjnej kobiety, ubranej powabnie, kokieteryjnie pokazującej nogi i do tego – kucającej przed nimi wywoływał sprośne skojarzenia.
Ministrant patrzył w dół. „Ależ idealna pozycja dla takiej kobiety... kuca przede mną... ma twarz dokładnie na wysokości mojego rozporka... ach... co za usta! Dorodne jak maliny!
Patrzył w dół rozmarzonymi oczami. Widział tylko połysk nylonu i jej słodki uśmiech gdy czyściła mu spodnie.
Ksiądz z zazdrością przyglądał się wypiętej pupie Marty i na to jak porusza się czyszcząc spodnie
chłopaka. „Kobieta marzenie... co tu zrobić, żeby tę kolędę przeciągnąć jak najdłużej?”
Wszyscy trzej goście równomiernie wychylili głowy, żeby móc dostrzec, co tak wytworna kobieta może mieć w swojej kolekcji. Nie zawiedli się. Zobaczyli najpierw rząd wiszących na wieszakach eleganckich spódniczek, ale też wiele koronkowych fatałaszków. Pasy do pończoch wykonane z misternej koronki, ale też wytworne biustonosze i... prześwitujące majteczki.
Nie mogli wiedzieć, że Marta celowo otworzyła tę część szafy, w której kładła najbardziej seksowne części swojej garderoby.
"Boże mogła by dla mnie nie robić nic innego tylko się non stop przebierać. Ile cudownych sukienek! Ech, gdyby być takim duchem, i codziennie móc ją podpatrywać, jak zakłada, a zwłaszcza zdejmuje, te boskie staniczki! Albo jak nasuwa na te długie nóżęta śliczne pończoszki."
Kacper rozdziawił usta.
-Ale... takie... kurewskie! – wyszeptał do kolegi.
- Ty... jak w pornolu...
Marta zawstydziła się, słysząc szepty, ale też doskonale wiedziała co im pokazuje. Często specjalnie zakładała ten gorset i pończochy, żeby tylko poprzeglądać się w lustrze. Słowa: „kurewskie”, „w pornolu” bardzo na nią podziałały. „Pewnie gnojki zastanawialiście się, co mam pod spódnicą... to już teraz wiecie jakie cudeńka noszę...”
Zdjęła z wieszaka. „Kurcze... rzeczywiście strasznie krótka! Czy aby nie będzie widać koronek pończoch?!” W pędzie udała się do łazienki. Oszołomiona, zapomniała zamknąć drzwi. Już miała zdjąć spódniczkę, gdy zdała sobie z tego sprawę. Najpierw zawstydziła się jeszcze bardziej, ale potem poczuła ekscytację faktem, że może być podglądana.
"A więc zaraz mogą zobaczyć moją pupę w samych majtkach! Całe moje nogi w pończochach!" Speszona kobieta przerwała zdejmowanie spódnicy, jakby się nad czymś zastanawiała.
-No dalej suczko! Rozbieraj się! – szeptał zniecierpliwiony dryblas.
Marta usłyszała ten tekst, choć oczywiście udawała, że nie słyszy. Ale... zastosowała się do komendy! I zaraz potem gdy padło polecenie, posłusznie zaczęła zsuwać spódniczkę. Chłopcy otworzyli usta ze zdumienia. Zobaczyli pupę pani nauczycielki w koronkowych majtkach. A zaraz potem nogi w pończochach.
- Jezu co za striptiz! – szepnął mały.
Marta nie spieszyła się z zakładaniem kolejnej spódniczki. Jak by nad czymś myślała, jakby gdzieś zaglądała – nachyliła się w stronę umywalki, tym samym wypinając tyłek w stronę chłopców.
„A niech sobie gówniarze pooglądają... Boże... dlaczego to mnie tak podnieca?”
-Bożeee! Patrz! Jak doskonale widać poślady! Majtki chowają się między nimi... jak to stringi...
Taaaak! Ale ona ma boską dupę! Taką dużą, a jaką zgrabną!
Wreszcie zaczęła nasuwać skąpą spódniczkę. Robiła to także powoli, jakby w erotycznym akcie. Powoli układała ją na pupie, potem z namaszczeniem zasuwała zamek z tyłu spódniczki. Przejrzała się w lustrze. Rzeczywiście miniówka była tak kusa, że Marta musiała ją nieco obciągnąć, żeby nie odkrywała koronek pończoch.
„O kurcze... rzeczywiście ledwie co zasłania, to tak erotyczne dla mężczyzn miejsce... Gdy siądę, będzie mi je widać! Ale... cóż... niech się dzieje.
Chłopcy byli pod wielkim wrażeniem. Obaj mieli te same myśli – wparować do łazienki i zadrzeć kobiecie krótką kieckę.
Kiedy Marta weszła do pokoju w seksownej spódniczce – ksiądz zaniemówił. Mało mu kropidło nie wypadło z ręki. Chłopcy aż rwali się, żeby coś powiedzieć w stylu - Ale pani seksownie wygląda, ale nie byli na tyle śmiali. Jedynie dryblas szepnął małemu – Ale z niej sucza!
Pleban sięgnął kropidłem do nowo nalanej wody. Nie był w stanie patrzyć gdziekolwiek, tylko na Martę. A raczej na jej nogi. Drżały mu ręce. Toteż, najpierw nabrał za dużo wody na kropidło, a potem gdy kropnął – skierował wszystko na Martę.
- Ojej! – krzyknęła Marta.
Woda gruntownie zmoczyła materiał, który efektownie przyległ do ciała. Spod niego wyraźnie uwidocznił się koronkowy, biały stanik.
Ksiądz gapił się, niczym urzeczony. Z trudem wydukał – Prze... praszam...
- Nie no... nic się nie stało – skonfundowana Marta nie wiedziała jak się zachować... - przecież to tradycja...
Chłopcy wpatrywali się nie mniej intensywnie od swojego pryncypała.
- Ale jej ksiądz urządził konkurs mokrego podkoszulka ha ha! – celowo dryblas próbował zawstydzić nauczycielkę.
-Ale ma atuty! – mały w wielkich emocjach szeptał koledze na ucho – widać było, że ma duże, ale nie myślałem, że aż takie!
Marta mogłaby zmienić bluzkę, jednak przed przyjściem księdza, celowo założyła taką, która ma łatwo rozpinające się guziki... Dlatego teraz nie chciała jej zmieniać.
- Nie będę robiła znów problemów... po prostu się wytrę...
Doskonale zdawała sobie sprawę, że wycieranie biustu na oczach mężczyzn, wywoła łatwy do przewidzenia efekt.
Rzeczywiście. Nawet się nie odzywali, tylko wpatrzeni śledzili ruchy kobiecej ręki. I to, jak nagle, przypadkowo, rozpiął się jeden guziczek. Dokładnie na wysokości biustu. Mężczyźni mieli okazję zobaczyć jej biustonosz, nie przez materiał bluzki, ale w luce, jaką zrobiło rozpięcie. Widać było z jak misternej koronki został uszyty.
- Ale śliczny stanik! - wymsknęło się młodemu a jego twarz przybrała barwę purpury.
Marta także zaczerwieniła się i demonstracyjnie zapięła guzik.
Ksiądz wbijał wzrok w dolinę między kształtnymi kulami. Kobieta nie mogła tego nie zauważyć.
- Bóg zapłać...
-Pani tak tu sama mieszka... nie jest łatwo na wsi bez mężczyzny...
-To prawda... bardzo źle jest samotnej kobiecie... - wygięła usta w podkówkę i łopotała rzęsami – często bez mężczyzny... czuję się taka bezradna...
-No to myśmy by się nią mogli zaopiekować... co nie...? – szeptał mały.
-Brakuje jej bolca! – odparł dryblas.
Pleban zrugał wzrokiem pomocników.
-Ale pewnie do tak pięknej kobiety przybywają konkurenci...?
-Ach... ja chyba jestem zbyt naiwną kobietką... chyba przyciągam takich, którzy mają tylko jedno w głowie...
Wiedziała doskonale, jak to podziała na księdza.
- Co takiego im w głowie? – pleban udał, że nie wie, ale rozmowa zaczęła go podniecać, podniecało go to, że kobieta wyznaje swoje tajemnice. Intymne tajemnice.
-No cóż.. to... że... chcą kobietę wykorzystać...
Ksiądz aż zaciskał wargi słysząc wyznania kobiety, zwłaszcza słowo „wykorzystać”. „Ech! Jakbym cię odwiedzał, to też tylko jedno miałbym w głowie!” Wyobraził sobie w głowie scenkę „wykorzystywania” kobiety – Martę rozłożoną na łóżku, z podwiniętą spódnicą, rozłożonymi nogami, pod jurnym absztyfikantem. „Boże... zawróć moje myśli z niecnej, plugawej drogi...”
Jednocześnie, widząc, że rozmowa ma szansę skierować się na bardziej intymne tory, pleban postanowił oddalić ministrantów. Powiedział im, że wróci sam. Chłopcy strasznie się ociągali.
-Księże proboszczu... nie dopuścimy, żeby ksiądz wracał sam...
Jednak nie mieli wyjścia. Jak niepyszni opuszczali mały domek Marty, rzucając ostatnie, głupkowate spojrzenia na jej nogi... biust...
-Pani Marto... jakby coś kiedyś było trzeba... to my jesteśmy skorzy do... pomocy...
-Jesteście wspaniali chłopcy! Na pewno będę o was pamiętać. Jak tylko coś... to będę chętna poprosić was o jakąś pomoc... – kobieta uśmiechnęła się pokazując dwa rzędy śnieżnobiałych zębów.
„Zostałam sam na sam z NIM! Boże! Jakie to wspaniałe! Co zrobić, żeby przetrzymać go dłużej?!”
Marta zaproponowała księdzu obiad, a ten, co prawda z ociąganiem, ale się zgodził.
Z lubością obserwował krzątaninę kobiety, która gdy nakrywała do stołu i podawała posiłek, zawsze, miał przynajmniej takie wrażenie, wypinała się i nachylała, bardziej niż było trzeba.
Oczywiście, niezmiernie mu się to podobało. Miał tyle okazji, żeby znowu podziwiać jej zgrabną pupę... i dekolt. Wyobraźnia plebana pracowała intensywnie. Wyobrażał sobie Martę, jak się przed nim rozbiera... jak rozpina stanik uwalniając wielkie cyce... jak zsuwa przed nim majteczki, po czym rozkłada się na stole, ukazując zadbaną szparkę... „Idź precz! Duchu nieczysty!”
- Hmmm... ale ja wódki nie piję.
Marta posmutniała.
- Piję tylko coś mocniejszego!
- To się wspaniale składa! Bo mam od cioci przepyszną nalewkę! – kobiecie najwyraźniej zależało, żeby duchowny się rozluźnił.
Kilka głębszych zaszumiało w plebańskiej głowie, wzmagając zarówno podniecenie jak i odwagę.
- Mówiła pani o tym wykorzystywaniu przez mężczyzn...
„Ciekawe kto ją ostatnio zaliczył? I czy musiał się mocno postarać? Czy może była łatwa?”
„O tak! Takiej właśnie bym cię chciał! Żeby cię łatwo wykorzystać! Zaciągnąć do łóżka! Wziąć jak swoją! Wykorzystać...” – delektował się w myślach tym słowem.
- Jak mam to rozumieć? Wykorzystać? Kto panią wykorzystał?
- Proszę księdza... trochę krępuję się o tym opowiadać... ale właściwie... przecież księdzu mogę... tak jak na spowiedzi...
„O tak! Pewnie że się krępuj! Ale opowiadaj! Opowiadaj jak nadstawiałaś się jakiemuś cwaniakowi.”
- Nie krępuj się córko... Dokładnie... jak na spowiedzi. - Położył delikatnie dłoń na jej kolanie chcąc ją uspokoić.
„No pewnie. Doskonale wiadomo czego chciał! Bóg świadkiem, jak mu zazdroszczę!”
- Tak córko? – wpatrywał się w nią bacznie, zaciskając wargi. Czekał z niecierpliwością na to co wyzna.
- Cóż... chciał, żebym... - tak trudno mi to mówić... ale to przecież mówię księdzu... nastawał... żebym poszła z nim do łóżka...
- Tak ... i co się stało?
- Cóż... bardzo na mnie napierał... ja oczywiście protestowałam... ale cóż mogę ja... biedna słaba kobietka...
- No cóż... tak sobie teraz myślę... że to moja wina... że opierałam się zbyt słabo... może uznał to za gest przyzwolenia?
„O tak byłoby najsmaczniej! Gdybyś opierała się czysto symbolicznie... udając cnotkę... ale w gruncie rzeczy pozwoliła na rozpakowanie słodkiego prezentu... Ciekawe jak to przebiegało?!”
-Jak mam to rozumieć...? Opierała... zbyt słabo...
Marta poczuła ogromną chęć dokładnego opowiedzenia MU całego aktu... wiedziała jak bardzo może to go rozpalić. Chciała tego. Wręcz pożądała.
- Cóż... powinnam stanowczo odepchnąć jego rękę, kiedy wpychał mi ją pod spódnicę...
Pleban przełknął ślinę.
- Powinnam wyrwać się mu, kiedy chwytał mnie za biust...
Marta, srodze rozpalona, bacznie przypatrywała się jak ksiądz zagryza wargi.
- A zwłaszcza, gdy podciągał mi spódnicę do góry...
Ksiądz dyszał.
- Zatem... uległaś mu...?
- Tak... uległam... Choć... protestowałam do końca... Ale... to i tak chyba moja wina...
„Na pewno założyłaś taką samą krótką kieckę... pewnie jeszcze bardziej ochoczo łopotałaś rzęsami...”
- Marto, wiem, żeś porządna niewiasta. Na pewno nie prowokowałaś go uczynkiem, czy strojem.
- Ach... niestety... chyba na spotkania z nim zakładałam zbyt krótkie spódniczki... może to wywoływało w nim przekonanie, że jestem... łatwiejsza...
Nauczycielka siedziała tak, że spódniczka podwinęła się i oczom plebana ukazały się szerokie koronki pończoch.
- Czy według księdza nie powinnam chodzić w tak krótkich spódnicach jak ta?
Ciężko przełykał ślinę. Cała jego postawa zdawała się wykrzykiwać: - O nie! Chodź dzierlatko wyłącznie w takich kusych kieckach! Niech moje oczy pławią się w tym widoku.
Marta wyżej podciągała nogę. Odsłoniła nie tylko całe wyrafinowane zwieńczenie nylonów, ale też kawałek jasnego uda powyżej.
- Ojej! Czyżby mi było widać koronkę pończochy?
- Odrobinkę... - ksiądz wycierał perlisty pot z czoła.
- Och... ale proszę księdza... czy to rzeczywiście tak mocno działa taki widok na mężczyzn? – droczyła się, niby nieświadomie.
„Oj malutka! Tak działa, że, mimo żem stanu duchownego, rzuciłbym się na ciebie jak zbój!”
- No cóż... owszem...
Marta zaczęła zasłaniać spódniczką koronkę.
Wyglądało to jeszcze bardziej kokieteryjnie, niż gdyby ją odsłaniała.
- Ach ja biedna... często pewnie nieświadomie kuszę mężczyzn... stąd może ich nachalność... to z całą pewnością moja wina... W dodatku... ten mój biust... moje utrapienie... nie dość że jest za duży... to jeszcze prowokuje mężczyzn... ileż to razy spotkały mnie zaczepki z jego powodu...
- Doprawdy...? Ależ Marto, to nie twoja wina... Opatrzność wyznaczyła ci rolę matki... i do niej hojnie... - tu przełknął ślinę- wyposażyła... Ale... jakiegoż typu to zaczepki cię spotykają? – pleban był żądny kolejnych wyznań. Chciał usłyszeć, pragnął usłyszeć wulgarne słowa.
- Ach... proszę księdza... Czasem tylko nachalnie się gapią... ale często słyszę sprośne komentarze...
- Jakie...? - zagryzał wargi.
- Wstydzę się mówić proszę księdza... ale to rzeczywiście mnie spotyka... - Jak bardzo chciała mu zacytować! - Czasem krzyki: „Cycatka”, „Daj potrzymać...” – Marta sama się podniecała wyjawiając plebanowi – „Ale mleczarnia!”, „Ale bym ją wydoił!”
Biadoląc nad swymi piersiami, chwyciła je dłońmi jakby chcąc poprawić ich ułożenie w staniku. Proboszcz wpatrywał się jak urzeczony.
-Doprawdy?
-Niech tylko ksiądz posłucha...
Marta kusząco wypięła biust w kierunku księdza.
Ten zrobił wielkie oczy i cały drżąc nachylił się w pożądanym kierunku. Przy okazji, zupełnie przypadkiem, jeden z guziczków bluzeczki rozpiął się... Znów można było dostrzec wyrafinowaną koronkę biustonosza.
- Ładne ma Pani perfumy - przykłada ucho do wypietej piersi Marty - ohh... muszę lepiej przyłożyć ucho.
"chociaż chwilę wtopie twarz w te piękne półkule"
Postanowił dłonią poczuć bicie serca. Położył ją pod lewą pierś.
Marta obejmowana przez księdza, prężyła biust jeszcze bardziej. Ksiądz z trudem powstrzymywał się przed chwyceniem jej za piersi. Z coraz większym trudem. Wreszcie, badając bicie serca, zaczął suwać ręką wokół piersi, coraz mocniej o nią zahaczając. Wreszcie przesunął rękę na pierś. Obejmował ją, delikatnie masował.
- Achh... ach... - wzdychała dziewczyna – tak mi cieplutko na serduszko, gdy ksiądz jest przy mnie.
Pleban przełknął ślinę.
- Tak... tak... serduszko bije mocno... ale też pani piersi, takie dorodne... predestynują panią do macierzyństwa...
- Doprawdy? Tak ksiądz naprawdę uważa?
Marta jeszcze mocniej wyprężyła biust.
- Och... zdecydowanie... niechybnie...
Kapłan do tej pory nieśmiało masował tylko pierś przy sercu, teraz jakby znajdując uzasadnienie dla swojego działania, śmielej chwycił obie piersi.
- One aż się proszą, żeby posłużyć szczytnemu celu karmienia...
Mówiąc to, uścisnął je mocniej w okolicach sutków.
Bluzka kobiety spełniła wówczas swój cel. Kolejny guzik rozpiął się pod wpływem działań plebana.
- Ksiądz leje miód na moje serduszko... Jakiemuś mężczyźnie, który tak mnie dotykał, oczywiście dałabym po łapach... ale ksiądz to co innego... zupełnie w innym celu mnie dotyka... szlachetnym... nie tylko nie dam po łapach, ale nawet mogę rozpiąć stanik, żeby ksiądz jeszcze lepiej ocenił moją przydatność do szczytnego powołania macierzyństwa...
Marta zgrabnie rozpięła kolejne guziki bluzki. Oczom kapłana ukazał się duży, zgrabnie opakowany w koronkowy materiał stanika, biust kobiety. Chłonął całą sobą jego kształt, piękno misternych wzorów koronki. Był to tak elektryzujący widok, że nie był w stanie ani oderwać wzroku, ani wykrztusić z siebie słowa. Biustonosz push-up kusząco unosił i eksponował piersi. Między nimi uwidoczniło się zapięcie stanika. Cel najważniejszy obserwatora.
„Boże miłosierny! Niech ona tam skieruje dłonie!”
Jakby błaganiom klechy miało stać się zadość, dziewczyna właśnie tam położyła paluszki.
Bawiła się zapięciem stanika, doskonale zdając sobie sprawę z tego jak dalece podgrzewa atmosferę.
„Szybciej! Do diaska! Szybciej! Chcę już! Już zobaczyć je nagie!”
Rozpięła. Ale nie rozchylała miseczek. Nadal okrywały piersi.
-Tyle zapewne księdzu wystarczy do oceny? – Droczyła się.
„Ach ty! Ty przebiegła dziewko!”
Musiał jednak powściągnąć się.
- Taaak... Moja ocena jest jednoznaczna... nadają się do macierzyństwa. Jak żadne!
Mówiąc to, nieśmiało wsunął dłoń pod rozpięte miseczki i delikatnie ujął pierś.
- Achh... - Przeciągle westchnęła Marta, w głębi duszy dumna, że udało jej się sprowokować księdza.
Badał wielkość i jędrność półkul drżącymi dłońmi. Materiał miseczek rozchylił się na boki, ukazując swą bogatą zawartość.
Patrzył oniemiały.
- Cóż za dorodne kule! Niczym kopuły monachijskiej Frauenkirche!
Kobieta chłonęła osłupiały wzrok plebana. Jak to schlebiało!
Rozsunął miseczki na boki, tak by nawet w najmniejszym stopniu nie zasłaniały cudnego widoku. Sycił się nim. Jakby chciał się napatrzeć na przyszłość, zostawić jak najwięcej w pamięci. Średniej wielkości brodawki. Piękne, nieco sterczące sutki.
„Stworzone żeby karmić. Ależ bym się do nich przyssał, jak niemowlę! Już nie zdzierżył. Nie zmógł powstrzymywać się. Ujął je mocniej.
- Achhhh! Jestem wdzięczna księdzu... że tak mnie bada... ocenia... Zwykłemu mężczyźnie nie pozwoliłabym na to w takiej sytuacji!
- Tak. Wiem. Po to jestem... - Cedził przez zęby zaciskając dłonie jeszcze mocniej, jak imadła.
- Ach... jakże gruntowne to badanie...
Ośmielony i rozochocony, starał się zbadać każdy centymetr biustu. Raz pieścił delikatnie, raz macał brutalnie.
- Achhh ochhh – wzdychała i pojękiwała na przemian dziewczyna.
Pobudzało go to tak niemożebnie, że pochylił się i ujął pierś w usta.
- Ochhhhh! – Kobieta była w siódmym niebie. – Chyba rzeczywiście ksiądz ocenił moje piersi jako przydatne do misji macierzyństwa...
- Niechybnie... - nie przestając ssać wybełkotał proboszcz.
Teraz wodził ustami po całych piersiach. Podniecony, delikatnie je przygryzał.
- Ach! – cichutko krzyknęła dziewczyna – jak milo być przez księdza tak przychylnie ocenianą...
Tymczasem ministranci za oknem, mieli widok jak na tacy.
- Patrz! Nie wierzę! Nasz wielce świątobliwy pleban i arcycnotliwa pani nauczycielka. Uwierzyłbyś?!
- W życiu! Ale podsuwa mu cyce! A jak on ją liże! Do czego jeszcze się posunie?
- Oj... posunie... Posunie!
- Proszę księdza... a czy moje łono też może nadawać się do macierzyństwa...?
Klechę zamurowało. Zwłaszcza gdy kobieta rozszerzyła uda, powodując, że spódniczka podwinęła się do góry.
- Czy mam sprawdzić? – przełykając ślinę, nieśmiało wyszeptał.
- Pod warunkiem, że uzna to ksiądz za konieczne... - prowokowała.
Wierzyła, że uzna, choć nie miała stuprocentowej pewności, więc czekała z niecierpliwością.
Położył jej rękę na udzie. Zadrżał, gdy przesunął ją wyżej i wyczul koronkę zakończenia pończoch. Marta czuła, że plan realizuje się znakomicie. Przymknęła oczy i jeszcze bardziej rozchyliła uda.
Ksiądz, zrazu nieśmiało, gładził ciało powyżej koronkowej manszety. Z lubością wsłuchiwał się w głębokie westchnięcia kobiety. Ośmielał się. Masował jakby z namaszczeniem, przesuwając się coraz wyżej.
- Ochhhh – Znów westchnęła przeciągle gdy dotarł do majtek.
- Nigdy na coś podobnego nie pozwoliłabym obcemu mężczyźnie... ale ksiądz to co innego. Wiem, że mogę zaufać...
„O tak maleńka... ufaj mi ufaj... Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak ochoczo wykorzystałbym twoje zaufanie... zwiódł je!
Bez słowa położył rękę na jej kroczu, trzymając je przez majtki z cienkiej, delikatnej koronki.
„Łono samiczki. Samiczki gotowej i uległej! Muszę je przebadać. Muszę!”
Muskał waginę przez skąpe majteczki.
- Durniu! Na co czekasz! Ona taka rozłożona... - Zniecierpliwieni chłopcy gapili się jak w obraz na rozgrywającą się przed nimi scenkę.
Ksiądz jakby usłyszał ich ponaglania, bo wsunął palce pod materiał stringów.
- Ojej... ksiądz jest jednak na tyle odważny, żeby badać moje łono... - Mówiła to przez zaciśnięte zęby, głosem zdradzającym podniecenie. Czerpała potężną przyjemność z faktu dotykania jej w tak intymnym i wrażliwym miejscu.
„Jeszcze dzisiaj w nocy śnił mi się proboszcz... był taki napastliwy. Dobierał się do mnie tak nachalnie.... i proszę! Oto trzyma rękę pod moją spódnicą... na piczce!”
Jeszcze większe podniecenie odczuwał pleban. Wsunął dwa drżące palce do pochwy.
- To łono... niechybnie stworzone jest do macierzyństwa... - Wyrażał opinię wsuwając i wysuwając palce.
- Aaaa... aaaa... dziękuję księdzu... aaaa... aaaa... za te aaa... słowa...
Było jej tak błogo. Osiągnęła tak wiele... Czuła w sobie cząstkę świątobliwego męża. „We śnie pleban mnie zgwałcił. Robił ze mną, co chciał... a teraz... urządza mi palcówkę. Niech jego palce zastąpi dostojny pastorał.”
Proboszcz, jakby wsłuchiwał się w jej myśli. Chuć wzbierała w nim jak woda w górskim potoku. Był rozpalony do granic możliwości. „Nie zdzierżę! Dobry Boże! Nie zdzierżę! Wezmę ją w obroty. Jak dziwę!” Popchnął ją na łóżko.
Sapiąc nerwowo, wycedził:
- Sprawdzę to łono jeszcze innym instrumentem...
Zaskoczył Martę błyskawiczną reakcją. Uniósł sutannę i rozpiął spodnie. W tej chwili był na niej. Przygniótł kobietę wielkim brzuchem, poczuła się unieruchomiona sporym ciężarem na sobie. Podniecało ją to.
Ministranci oniemieli.
- Widzisz to co ja?! Nasz cny i bogobojny katabas wgramolił się na naszą nieskazitelną i cnotliwą belferkę! Leży bidulka pod nim z podciągniętą spódniczką i rozłożonymi nogami. Teraz widać jak praktyczne są pończoszki!
- Czy aby nie wyzionie ducha pod takim brzuchatym tucznikiem?
- Czuję coś przez skórę, że niedługo i ona może być brzuchata! Ha ha ha!
Marta pomiarkowała, że księżulek niezdarnie próbuje nakierować swój wzwiedziony pastorał na jej szparkę, więc jeszcze szerzej starała się rozewrzeć uda.
Wreszcie poczuła jak nabrzmiałe berło sunie do wyznaczonej kwatery. Była wniebowzięta.
- Ależ ksiądz się dla mnie poświęca... - szeptała rozmarzona.
- Takie moje posłannictwo... - Sapał pleban, pakując się w kobietę.
- Achh... ach... jaki on twardy... aaa... aaa... jak kolumna przed kościołem.
Kobiece jęki podniecały go bardzo. Z tym większą energią kierował w nią dość płytkie pchnięcia. Opasły brzuch nie ułatwiał mu zadania. Sapał okrutnie.
- Aaaa aaaaa Ależ jestem badana... aaaa aaaa dogłębnie!
Klecha pocił się, wytężał siły, żeby pracować maksymalnie energicznie. Dopingowało go uniesienie kobiety.
„Panie... grzeszę. Srodze grzeszę. Ale... chcę grzeszyć srodze! I ją chcę srodze przekropić!”
Zdwoił wysiłki. Pchnięcia stały się głębsze.
Marta również stękała i jęczała ze zdwojoną energią.
- Aaaa... Czy jestem zatem białogłową, aaaa... która jest predestynowana do... aaaaa... macierzyństwa...?
- Nieza... - sapał zmęczony duchowny – prze... czalnie...
- Aaaa... tylko ja jestem... aaaa... samotną kobietką... nie ma... aaaaaa... kto zrobić mi dzidziusia... aaaaa...
"Takie sformułowania na pewno działają na księżulka... niechybnie wywołują w nim męskie instynkty i chęć... "Zmajstrowania mi dzidziusia"...
- Ufaj... w swą parafię... i opiekuna duchowego...
„O ty, podstępna suczko! Już ja bym cię poratował! Zmajstrowałbym ci chętnie całą gromadkę małych plebanków!” Zwizualizował w swej wyobraźni tę fantazję. Wyobraził sobie pląsającą po domku Marty czeredę szkrabów w małych czarnych sutannach.
- Och... jestem ufna wobec mojego proboszcza w każdej materii... i wierzę w jego misję niesienia pomocy...
Nauczycielka przymknęła oczy, wspominając ostatni sen. Wzięta ostro przez katabasa, wkrótce potem paradowała po wsi z potężnym brzuchem.
Ocena:
Średnia: / 10 ( głosów)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Zajebiste!! :D
Najlepsze opowiadanie jakie ostatnio czytałem.
Prześlij komentarz